W kwietniu tego roku 34-letni Francuz został zaatakowany przez większą grupę chuliganów na przystanku autobusowym. Doszło do szamotaniny. Gdy w obronie cudzoziemca stanęły kobiety, które były w pobliżu, chuligani uciekli między osiedlowe bloki. W śledztwie okazało się, że kilka dni wcześniej cudzoziemiec był przez młodych ludzi znieważany na ulicy. Chuligani na jego widok wydawali odgłosy zwierząt, wykonywali obsceniczne gesty i potrącali go na ulicy. Mimo że - według świadków i poszkodowanego - napastników było więcej, zarzuty udało się postawić czterem osobom, w tym jednej zarzut pobicia, pozostałym - znieważenia Francuza. Prokuratura zakwalifikowała występki oskarżonych jako działanie o charakterze chuligańskim. W czwartek przed sądem tylko jeden z oskarżonych przyznał się do zarzutów. Dwaj zaprzeczają, by w ogóle brali udział w opisywanych wydarzeniach, jeden inaczej przedstawia swój udział. Jak mówiła narzeczona Francuza, Polka, do której w kwietniu przyjechał, chłopak był w ciągu trzech dni wielokrotnie zaczepiany, a kulminacją tych zdarzeń było pobicie na przystanku. Poszkodowanego nie było na rozprawie, przebywa we Francji. Prawdopodobnie przyjedzie na kolejną rozprawę.