Chodzi o postawiony mu przez prokuraturę zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej poprzez to, że dopuszczono do pracy kierowców bez ważnych badań lekarskich. Prokuratura uważa bowiem, że wbrew przepisom kierowcy nie zostali skierowani na badania, by stwierdzić ich ewentualne przeciwwskazania zdrowotne do wykonywania zawodu. Jak ustalili bowiem śledczy, z powodów zdrowotnych przynajmniej jeden z kierowców w ogóle nie powinien był pracować za kierownicą. Mężczyzna, który w czasie wypadku kierował autokarem, chorował bowiem na padaczkę i w ogóle nie powinien zawodowo pracować jako kierowca. Oskarżony Romuald Z. podkreślił jednak, że zaświadczenia, które miał od kierowców, były dokumentami aktualnymi i ważnymi (choć nie były wystawione na to biuro turystyczne). Jak mówił, na tej podstawie, a także biorąc pod uwagę oświadczenia kierowców, nie miał żadnych podstaw by podejrzewać, że mogli mieć jakieś zdrowotne przeciwwskazania do pracy za kierownicą. Powtarzał, że nie miał powodów, by podejrzewać, iż kierowcy mają - jak to ujmował - mankamenty zdrowotne i że mogą to przed nim ukrywać. - To nie ja tragicznego dnia kierowałem autobusem, nie ja byłem sprawcą drogowego dramatu, jak również nie ja zatajałem mankamenty zdrowotne kierowcy i nie ja go badałem i wystawiałem zaświadczenia lekarskie - oświadczył oskarżony. Dodał, że "nieodpowiedzialność kierowcy autokaru doprowadziła do nieszczęścia wielu rodzin" (według prokuratury, bezpośrednim sprawcą wypadku był kierowca wiozący licealistów, który nieprawidłowo wykonywał manewr wyprzedzania nieustalonego pojazdu). Dodał, że współczuje rodzinom osób zmarłych, ale zaznaczył, że to także tragedia jego rodziny, bo stracił majątek życia (firma przestała istnieć). Ani on, ani współoskarżona z nim żona, nie przyznają się do zarzutów. Kobieta zaprzeczyła, że była współwłaścicielem firmy. Wyjaśniała, że nie miała też pełnomocnictw do jej prowadzenia np. pod nieobecność męża, nie zlecała zadań pracownikom ani nie prowadziła księgowości. Sąd rozpoczął też w czwartek przesłuchania świadków. Pierwszymi dwoma byli rodzice dwojga z dziesięciorga licealistów, którzy zginęli w wypadku. Przesłuchania mają być kontynuowane na kolejnej rozprawie 23 kwietnia. W procesie mają być przesłuchiwani m.in. uczniowie, którzy przeżyli wypadek. Sąd zaznaczył, że będzie możliwe odstąpienie od tych przesłuchań, jeśli te osoby same tak zdecydują. Chodzi o silne emocje, które mogą takiemu przesłuchaniu towarzyszyć. Prokuratura postawiła małżeństwu Z. w sumie ponad siedemdziesiąt zarzutów, głównie dotyczących nieprawidłowości księgowo- finansowych w działalności firmy. Akt oskarżenia ma 150 stron, prokurator odczytywała go w sumie przez kilkanaście godzin na czterech rozprawach. Oskarżyciel wnioskuje o przesłuchanie ok. 190 świadków i trzech biegłych. W pisemnej odpowiedzi na akt oskarżenia obrońca państwa Z. wniósł o umorzenie postępowania. Jak mówił, referując ten dokument sędzia przewodniczący Marek Dąbrowski, adwokat powołał się m.in. na przepisy ustawy o transporcie drogowym i wysnuł z tego wniosek, że we wrześniu 2005 roku nie obowiązywał jeszcze przepis obligujący pracodawcę do skierowania kierowcy na badania lekarskie, skoro miał on ważne badania, choć od innego pracodawcy. Obrońca podkreślał, że kierowcy legitymowali się ważnymi badaniami lekarskimi, a oskarżeni nie mieli wiedzy medycznej, by móc zweryfikować prawdziwość zapisów w tym dokumencie. W wypadku we wrześniu 2005 roku koło Jeżewa zginęło trzynaście osób: dziesięcioro licealistów, dwóch kierowców autokaru i kierowca ciężarówki, z którą doszło do zderzenia. Jak ustalono w śledztwie, kierowca prowadzący wtedy autokar był chory na padaczkę, ale biegli nie potwierdzili związku między chorobą a wypadkiem. rzy tygodnie temu przed białostockim sądem zakończył się pierwszy proces związany z tym wypadkiem. Skazanych zostało sześć osób, m.in. lekarka medycyny pracy, która wydała kierowcy zaświadczenie. Sąd skazał ją jednak jedynie za poświadczenie nieprawdy w dokumentach, a nie za - jak chciała prokuratura - sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej poprzez dopuszczenie do pracy chorego kierowcy. Wyroki te nie są prawomocne.