Zeznający we wtorek świadek, znajomemu dziennikarzowi TVN przekazał informację z rozmowy z mężczyzną, który w prowokacji odegrał rolę pacjenta, potem doprowadził do ich spotkania. Materiały dziennikarskie pozwoliły odkryć intrygę jednego lekarza wobec drugiego. Autor reportażu zawiadomił potem Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie i to ona oskarżyła lekarza, policjantów i trzy osoby biorące udział w prowokacji. Lekarz i trzej policjanci, których proces trwa drugi rok, nie przyznają się do zarzutów. - Byłem w szoku, że lekarz lekarzowi i człowiek, który był jego pacjentem, zrobili taki "numer" - mówił świadek, obecnie odsiadujący wyrok w śląskim więzieniu, przed Sądem Rejonowym w Białymstoku. Mówił też, że później dowiedział się, iż chodziło o "jednego z najlepszych w Polsce kardiochirurgów", jak nazwał Tomasza Hirnle. Oskarżeni złożyli kolejne wnioski dowodowe, w tym o przesłuchanie dwóch świadków. Proces został odroczony do połowy lipca. Proces dotyczy m.in. bezpodstawnego wykorzystania instytucji kontrolowanego wręczenia 5 tys. zł łapówki w akcji przeciw Tomaszowi Hirnle w czerwcu 2005 r. Po długim procesie lekarz został prawomocnie uniewinniony. Sąd uznał bowiem, że nie można było w sposób legalny przeprowadzić takiej akcji, nie mając żadnych wiarygodnych informacji, że przyjmuje on łapówki. Po uniewinnieniu, Hirnle domagał się do Skarbu Państwa ok. 500 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia za pobyt w areszcie. W miniony poniedziałek sąd przyznał mu w sumie 90 tys. zł, na razie nie wiadomo czy któraś ze stron złoży apelację. W procesie karnym dotyczącym prowokacji jest oskarżycielem posiłkowym. Dwie kobiety, które w prowokacji odegrały role rodziny pacjenta (jedna z nich zostawiła kopertę z pieniędzmi na biurku w gabinecie lekarza), bez przeprowadzania rozprawy zostały skazane na kary więzienia w zawieszeniu.