W środę miał zapaść w tej sprawie wyrok. Sędzia zdecydował jednak o tym, aby biegły sądowy z zakresu onkologii uzupełnił na podstawie powtórnej analizy kart choroby poparzonych pacjentek opinię, którą wydał już wcześniej. Sędzia przychylił się tym samym do zaleceń Sądu Okręgowego w Białymstoku, który w apelacji nakazał rozpatrzyć jeszcze raz sprawę lekarki i uzupełnić dokumentację medyczną. W wypadku w 2001 roku pięć kobiet poddawanych terapii otrzymało dużo większą dawkę promieniowania od zalecanej. Doznały m.in. poważnych poparzeń. W pierwszym procesie sąd rejonowy uniewinnił lekarkę, ale skazał technika na grzywnę. W drugim procesie, po powołaniu nowych biegłych sąd uniewinnił lekarkę i technika, ponieważ uznał, że nie było błędu ludzkiego, a w sytuacji do jakiej doszło zachowanie oskarżonych było prawidłowe i nie można im przypisać nawet niedbalstwa czy lekkomyślności w działaniu. Sąd przyjął bowiem, że oskarżeni nie mogli przewidzieć, iż po chwilowym zaniku zasilania, doszło do poważnej awarii wysłużonego aparatu do naświetlań. Awarii nie sygnalizowały żadne wskaźniki urządzenia. W pierwszym i drugim procesie nie brano pod uwagę części dokumentacji dotyczącej leczenia, która odnalazła się dopiero po wydaniu wyroku uniewinniającego oskarżonych. Oskarżona lekarka Jolanta S. argumentowała, że tę dokumentację wręczyła jej dyrektor centrum onkologicznego a wcześniej prawdopodobnie była ona zamknięta w kasie pancernej. Jedna z poparzonych kobiet w 2003 roku zmarła - w jej przypadku nie powiodło się leczenie onkologiczne, ale nie wiadomo jaki wpływ na to miały skutki wypadku. Wszystkie pacjentki wygrały ze szpitalem procesy cywilne o odszkodowanie.