Chodziło o kolportaż ich wydawnictw, głównie prasy (w zarzutach są też inne towary), które otrzymywał z odroczonym terminem płatności, a za które nie zapłacił. Według prokuratury, Krzysztof H. robił to wiedząc, że jego firma nie ma zdolności płatniczej i możliwości regulowania należności. Gdy firma, która w swoim najlepszym okresie zatrudniała około stu osób i dostarczała prasę do ponad tysiąca punktów, chyliła się ku upadkowi, właściciel "Gońca Podlaskiego" wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Śledztwo udało się zakończyć dopiero wtedy, gdy został zatrzymany. Był już wtedy poszukiwany przez Interpol, któremu udało się ustalić, gdzie Krzysztof H. przebywa. Wcześniej jednak, od 2002 roku śledztwo w jego sprawie było zawieszone, bo trwały poszukiwania właściciela firmy. Przed sądem oskarżony nie przyznał się do zarzutów i złożył obszerne wyjaśnienia. Nie zakwestionował kwot określonych w akcie oskarżenia. Krzysztof H. podkreślił, że "Goniec Podlaski" w latach 90. był firmą "dobrze prosperującą i należącą do czołówki dystrybutorów prasy w regionie i w Polsce" a on sam, jako jej prezes, był "wiarygodnym płatnikiem" dla kontrahentów, pracowników oraz urzędu skarbowego. Podkreślał, że mimo dobrej pozycji firmy, przynosiła ona straty. Sytuacja taka spowodowana była, według Krzysztofa H., m.in. niską marżą za sprzedaż prasy. W śledztwie mówił, że problemy wynikały też z tego, że na rynku działała inna, konkurencyjna firma kolporterska, rozwijająca ogólnopolską sieć dystrybucji. - Po latach stwierdziłem, że popełniłem wiele błędów, ale niestety, uczyłem się sam, nie miałem dobrych wzorców, sam dochodziłem do wszystkiego - powiedział Krzysztof H.