Proces, który rozpoczął się we wrześniu 2012 roku, został odroczony bezterminowo do czasu przygotowania opinii przez biegłego - wynika z informacji uzyskanych przez PAP w środę w białostockim sądzie. Drugim powodem bezterminowego odroczenia jest potrzeba uzyskania zeznań świadka, przebywającego w Wielkiej Brytanii. Sprawa dotyczy przypadków wystawianie mandatów na inne osoby, niż rzeczywiście kierujące pojazdami. Prokuratura ustaliła bowiem, że mimo ustalenia sprawcy wykroczenia, funkcjonariusz odstępował od jego ukarania i poświadczał w dokumentacji, że rzeczywistym sprawcą była inna osoba. Chodziło głównie o to, że punkty karne obciążały wtedy konto nie sprawcy wykroczenia drogowego, ale innej osoby. Jak ustaliła prokuratura, takie przypadki miały miejsce w latach 2006-2008. W ocenie śledczych, było to działanie na szkodę interesu publicznego i osób, które nie popełniły wykroczenia oraz w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez sprawców wykroczeń (ci nie płacili bowiem mandatów i nie były im naliczane punkty karne). Główne dowody w procesie, to zeznania świadków: zarówno osób, które popełniły wykroczenia drogowe zarejestrowane przez fotoradar, jak i osób, które ich nie popełniły, ale na które wystawiano mandaty. Biegły grafolog został powołany na wniosek obrońców, gdyż niektórzy oskarżeni kwestionują autentyczność ręcznych zapisków pod zdjęciami z fotoradarów. Sąd chce też, w drodze pomocy prawnej, uzyskać zeznania świadka przebywającego w Wielkiej Brytanii. Dlatego na razie nie wiadomo, kiedy odbędzie się kolejna rozprawa. Śledztwo zaczęło się od zawiadomienia Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, po kontroli w Straży Miejskiej w ramach nadzoru nad jej działalnością. Trwało dwa lata, badanych było kilkadziesiąt przypadków. Po analizie materiału zebranego w sprawie, osiemnaście zdarzeń uznano za "wątpliwe" i w tym przypadkach postawiono strażnikom zarzuty. Oskarżeni, z których prawie wszyscy wciąż pracują jako strażnicy miejscy w Białymstoku, nie przyznają się do zarzutów.