Chłopiec zeznawał nie w sali sądowej, ale w jednym z pokoi sędziowskich, w warunkach mniej stresujących niż podczas tradycyjnej rozprawy. Żeby oszczędzić dziecku stresu, skład sędziowski nie był ubrany w togi, podobnie adwokaci i prokurator. Przy przesłuchaniu nie był obecny oskarżony Krzysztof B. Jako bliskiej rodzinie chłopcu przysługiwało prawo odmowy składania zeznań, ale nie skorzystał z niego. Treści zeznań sąd nie ujawnia - cały proces w tej sprawie jest bowiem utajniony ze względu na jej charakter, a także dobra osobiste osób pokrzywdzonych. Białostocki sąd okręgowy wyznaczył już terminy kolejnych rozpraw: w sierpniu i październiku. Jeżeli nie zostaną zgłoszone nowe wnioski dowodowe wymagające rozpatrzenia, możliwe że jesienią trwający od kwietnia proces się zakończy. Oddalone zostały wnioski obrońców Krzysztofa B. o przesłuchanie osób mieszkających obecnie w Belgii. Gdyby sąd te wnioski uwzględnił, proces znacznie by się przedłużył, bo przesłuchanie wymagałoby pomocy prawnej za granicą. Krzysztof B., mieszkaniec okolic Siemiatycz, został zatrzymany we wrześniu 2008 roku, gdy jego żona wraz z 22-letnią obecnie córką, po wielu latach milczenia, zawiadomiły policję. Dziewczyna zeznała, że była wykorzystywana przez ojca i urodziła dwoje dzieci, a ojciec zmusił ją, by zostawiła je w szpitalu. Mężczyźnie postawiono siedem zarzutów. Najpoważniejszy to wielokrotne gwałty na córce z użyciem przemocy i gróźb. Jak ustalono w śledztwie prowadzonym najpierw w Siemiatyczach, a potem w Białymstoku, pierwszy raz Krzysztof B. zgwałcił córkę, gdy miała 16 lat. Dwójka dzieci, które dziewczyna urodziła w szpitalach we Wrocławiu i Siemiatyczach, trafiła do innych rodzin. Ze względu na dobro dzieci i tych rodzin prokuratura odstąpiła od szczegółowych badań ojcostwa, ale wie, gdzie - wskutek decyzji sądów rodzinnych - te dzieci trafiły. W procesie odpowiadają też trzej inni mężczyźni, współoskarżeni w związku z najściem na dom narzeczonego córki Krzysztofa B., do którego uciekła. Ojciec zabrał ją stamtąd siłą, grożąc mężczyźnie. W śledztwie Krzysztof B. przyznał się do współżycia z córką, ale twierdził, że działo się to za jej namową; nie zmuszał jej, nie wykorzystywał, nie groził. Twierdzi także, że dzieci urodzone przez dziewczynę nie są jego. Grozi mu do 15 lat więzienia (najwyższa jest kara za napad). W śledztwie był badany psychiatrycznie i psychologicznie. Żadnych zaburzeń na tle seksualnym lekarze nie stwierdzili.