Sąd zgodził się na podawanie danych i wizerunków oskarżonych: Martina Małyszko i Błażeja Dembowskiego. Wziął przy tym pod uwagę, że taką zgodę wydała wcześniej mediom prokuratura w czasie śledztwa. W czwartek przed sądem obaj oskarżeni przyznali się do zarzutów, czyli do dokonania rozboju. Nie chcieli jednak składać wyjaśnień ani odpowiadać na pytania. Powiedzieli jedynie, że żałują tego, co się stało. Odczytane przez sąd zeznania oskarżonych nastolatków, uczniów drugiej klasy jednego z liceów w Białymstoku, wskazują na motyw rabunkowy przestępstwa. Chcieli oni bowiem ukraść, a potem sprzedać samochód - im droższy, tym lepiej. - Za te pieniądze moglibyśmy kupić wszystko, co byśmy chcieli mieć - mówił w śledztwie jeden z nich. Z zeznań wynikało też, że napad był wcześniej zaplanowany; według Dembowskiego, inspiratorem był jego kolega. Między zeznaniami oskarżonych i poszkodowanego kierowcy są spore rozbieżności, które sąd próbuje rozstrzygnąć. Chodzi przede wszystkim o narzędzie użyte przez sprawców do zadawania ciosów. Chłopcy twierdzą, że była to metalowa rurka, kierowca - że młotek. Kierowca zeznał też w czwartek przed sądem, że bito go nie tylko w aucie, ale gdy zdołał je opuścić - sprawcy dogonili go, bili i próbowali dusić ponownie. Do napadu doszło w listopadzie 2008 roku. Małyszko i Dembowski zamówili kurs na obrzeża miasta spod jednej z białostockich galerii handlowych. Gdy tam dojechali, zaatakowali kierowcę, który doznał m.in. urazu głowy i uciekli jego mercedesem. Taksówkarz zdołał dojść do pierwszych zabudowań i tam mieszkańcy zawiadomili policję. Nastoletni chłopcy rozbili samochód niedługo potem. Z zeznań jednego z nich wynika, że gdy próbowali odłączyć kasę fiskalną, stracili kontakt nad autem, które wpadło do rowu, dachowało i zatrzymało się na drzewie. Do Białegostoku zabrał ich wezwany telefonicznie kolega. Dojechali tam już w kajdankach - policja zatrzymała ich w czasie blokady dróg. W lutym, niedługo przed skierowaniem do sądu aktu oskarżenia, kilkuset taksówkarzy wzięło udział w manifestacji przed białostocką prokuraturą. Była to akcja solidarności z napadniętym kierowcą oraz protest wobec decyzji prokuratury, która nie zakwalifikowała napadu jako usiłowania zabójstwa. Prokuratorzy przyznawali wtedy, że - w ocenie opinii społecznej - opis tego zdarzenia przedstawiany przez poszkodowanego kierowcę może wskazywać na usiłowanie zabójstwa. Tłumaczyli jednak, że operują materiałem dowodowym zebranym w sprawie, a zamiar sprawców oceniają właśnie na podstawie wszystkich dowodów. Procesem żywo interesują się białostoccy taksówkarze, na sali sądowej była ich duża grupa. Była też młodzież szkolna, jak się okazało, nie koledzy i koleżanki oskarżonych 18-latków, ale uczniowie innego białostockiego liceum, którzy trafili tam w ramach lekcji poświęconej zagadnieniom prawnym.