Taką decyzję podjął we wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku, przed którym po raz drugi toczy się proces lekarza z miejscowego uniwersyteckiego szpitala klinicznego. Biegli, którzy przysłuchiwali się składanym przez kobietę zeznaniom, uznali bowiem, że tylko na tej podstawie nie są w stanie ocenić, dlaczego kobieta za każdym razem przedstawia inny przebieg wydarzeń. Lekarze jeszcze we wtorek po południu mają przeprowadzić jednorazowe badanie kobiety, a potem zapoznać się z dokumentacją medyczną jej leczenia, bo pozostaje ona pod opieką psychiatry w związku z wypadkiem, który miała rok temu i doznanym wówczas urazem głowy. Sąd dał biegłym czas do 8 lipca. Kobieta jest konkubiną mężczyzny, który w policyjnej prowokacji sprzed czterech lat wziął udział jako pacjent wymagający operacji kardiochirurgicznej. Wraz z inną kobietą, która odegrała rolę córki i na biurku kardiochirurga zostawiła kopertę z pieniędzmi, weszła ona do gabinetu Tomasza Hirnle (lekarz zgadza się na podawanie danych osobowych). W składanych potem zeznaniach podawała jednak różne fakty na temat policyjnej akcji, w tym udziału w niej innego lekarza z tej samej kliniki Wojciecha S., który jest uznawany za inspiratora prowokacji. Zarówno on, trzy osoby, które wzięły udział w akcji, a także trzech białostockich policjantów zajmujących się walką z korupcją, zostali oskarżeni przez prokuraturę w Krakowie i czekają na proces. Śledczy znaleźli bowiem wiele nieprawidłowości w przygotowanej akcji. Proces docenta Hirnle jest prowadzony od początku, bo sąd odwoławczy uchylił wyrok skazujący i nakazał sądowi pierwszej instancji rozpoznać sprawę ponownie. Między innymi nakazał wyjaśnić sprzeczności między zeznaniami osób uczestniczących w akcji, a także wziąć pod uwagę ustalenia prokuratury w śledztwie dotyczącym okoliczności policyjnej prowokacji.