Chodzi o drogie leki przeciwnowotworowe. Prokuratura zarzuciła oskarżonej, że od stycznia do listopada 2004 r. jako lekarz radioterapeuta w Białostockim Ośrodku Onkologicznym wystawiła 87 recept; wystawiono je na nazwiska 50 pacjentów tego szpitala. Według śledczych, recepty nie trafiły jednak do pacjentów, a lekarka sama miała je zrealizować w dwóch aptekach. Dlatego zarzut obejmuje nie tylko poświadczenie nieprawdy, ale też doprowadzenie podlaskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem "znacznej wartości". Chodzi nienależną refundację za leki na kwotę ponad 186 tys. zł. Oskarżona lekarka nie przyznała się w czwartek to stawianych jej zarzutów. Przed sądem odpowiadała na pytania dotyczące m.in. szczegółów wypisywania refundowanych leków. W marcu Sąd Apelacyjny w Białymstoku uchylił wyrok skazujący w tej sprawie i nakazał proces przeprowadzić jeszcze raz. Było to już drugie uchylenie wyroku w tej sprawie. Sąd apelacyjny zwrócił uwagę, że trzeba wyjaśnić m.in., czy recepty wystawiane przez oskarżoną "były receptami poświadczającymi nieprawdę", w jakim celu je wypisano i kto na tym skorzystał (to nie zostało wyjaśnione), bo w zarzucie jest mowa o osiągnięciu "korzyści majątkowej". Według sądu, trzeba też wyjaśnić, na czym miała polegać korzyść wynikająca z otrzymania nienależnej refundacji i kto zyskiwał: apteka, lekarz wraz z apteką czy może hurtownia farmaceutyczna a może był to jedynie wirtualny obrót dokumentami.