Sąd nie zgodził się na warunkowe umorzenie postępowania, o co wnioskował obrońca uzasadniając to m.in. wcześniejszą niekaralnością duchownego, jego nieposzlakowaną opinią, zaangażowaniem w społeczną działalność czy incydentalnym charakterem zdarzenia. Nie uwzględnił też wniosku o wyłączenie jawności procesu, o co również wnosił adwokat. Sąd zakazał jednak mediom nagrywania na sali rozpraw obrazu i dźwięku, co uzasadnił wnioskiem jednego z dwóch policjantów, którzy mają w procesie status pokrzywdzonych. Jak mówił sędzia Szczęsny Szymański, pokrzywdzonemu zależy na tym, by sprawie nie nadawać jeszcze większego rozgłosu, ponieważ ma nieprzyjemności z sąsiadami. Ksiądz przyznał się do jazdy po pijanemu Zdarzenie, którego proces dotyczy, miało miejsce w listopadzie 2010 roku, na drodze w miejscowości Ruda niedaleko Knyszyna. Patrol policji próbował tam zatrzymać w nocy do kontroli drogowej opla, który jechał w przeciwnym kierunku. Funkcjonariusze włączyli więc sygnały świetlne w radiowozie, ale kierowca nie zatrzymał się. Policjanci twierdzą, że wręcz przyspieszył. Zawrócili i ruszyli w pościg. Na zakręcie szybko jadące auto wpadło do rowu, przełamując barierkę. Ponieważ kierowca nie chciał wysiąść z samochodu, jeden z policjantów wsiadł do środka. Zeznał, że tam został zaatakowany, co potwierdził też jego partner z patrolu. W tej sytuacji, prowadzący opla został wyciągnięty na zewnątrz, ale trzeba było znowu użyć wobec niego siły fizycznej, by założyć mu kajdanki bo mężczyzna wciąż się awanturował. Znieważał też policjantów słownie, używał wulgarnych słów, groził że "ich załatwi". Kierowca "dostał białej gorączki"? W piątek przed sądem jeden z interweniujących wówczas policjantów mówił, że w jego ocenie kierowca "dostał białej gorączki". Pytany o obrażenia u kierowcy mówił, że nie wymagał on pomocy medycznej. Jego partner z patrolu dodał, że nocna kontrola na drodze była związana z tym, że w owym czasie w okolicy miały miejsce włamania, więc kontrolowano samochody szukając złodziei. Obaj funkcjonariusze zeznali, że ksiądz nie był bity, a siły fizycznej używali jedynie do jego obezwładnienia. Wezwany został nawet drugi patrol, by pomógł obezwładnić kierowcę opla. Oskarżony duchowny przyznał się w piątek przed sądem, że prowadził samochód, będąc pod wpływem alkoholu (według aktu oskarżenia, miał 1,65 promila). Pytany przez sąd, ile i jakiego alkoholu wypił, odmówił jednak odpowiedzi. Również odmówił odpowiedzi na pytanie, czy przed zdarzeniem wcześniej zdarzało mu się spożywać alkohol. Duchowny twierdzi, że przemocy nie użył Ksiądz nie przyznał się do użycia przemocy wobec interweniujących policjantów, a także do ich słownego znieważenia. Mówił, że to on został uderzony w twarz i używano wobec niego siły, zamiast rozmawiać. Dodał również, że żałuje tego, iż jechał samochodem po alkoholu i nie chce unikać odpowiedzialności za to. Proces został odroczony do połowy marca. Sąd uwzględnił bowiem wniosek obrońcy duchownego, by powołać biegłego z zakresu medycyny sądowej do oceny, czy obrażenia, których ksiądz doznał, zwłaszcza obrażenia twarzy, mogły powstać od zadawanych mu ciosów, czy też na skutek uderzania przez niego głową w ścianę radiowozu (o awanturowaniu się w radiowozie mówią w swych zeznaniach policjanci - przyp. red.).