Chodzi o przypadki, gdy mimo ustalenia sprawcy wykroczenia, funkcjonariusz odstępował od jego ukarania i poświadczał w dokumentacji, że rzeczywistym sprawcą była inna osoba. Jak ustaliła prokuratura, takie przypadki miały miejsce w latach 2006-2008. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł w prokuraturze, mogło chodzić o to, że osoba, która kierowała samochodem, chciała uniknąć mandatu i punktów karnych, których miała już dużo. Dlatego jej mandat przyjmował ktoś inny. W ocenie prokuratury, było to działanie na szkodę interesu publicznego, osób, które nie popełniły wykroczenia oraz w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez sprawców wykroczeń. W śledztwie, które trwało ponad dwa lata, badanych było kilkadziesiąt przypadków. Po analizie materiału zebranego w sprawie, osiemnaście zdarzeń uznano za "wątpliwe" i w tym przypadkach postawiono strażnikom zarzuty. Na pierwszą rozprawę Sąd Rejonowy w Białymstoku zaplanował wyjaśnienia oskarżonych, w śledztwie nie przyznali się oni do zarzuconych im czynów. Prawie wszyscy oskarżeni wciąż pracują jako strażnicy miejscy w Białymstoku.