Pożar w Choroszczy. Śledztwo dotyczy dokonania zabójstwa
Nowe informacje w sprawie tragicznego pożaru w Choroszczy. Jak informują służby, śledztwo będzie dotyczyło dokonania zabójstwa i doprowadzenia do pożaru. Działaniami będzie zawiadywać Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Główna obecnie hipoteza zakłada, że 45-letni mężczyzna podpalił dom, a w pożarze zginął on i trójka jego dzieci.
- Czyn został opisany tak, że to zabójstwo zostało dokonane poprzez sprowadzenie pożaru tego domu, jako zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach - poinformował we wtorek rzecznik białostockiej prokuratury okręgowej Łukasz Janyst.
- Główna hipoteza jest taka, że było to podpalenie dokonane przez ojca tych dzieci i że wszyscy zginęli w tym pożarze - dodał. W miejscu pożaru znaleziono pojemnik z łatwopalną substancją, której najprawdopodobniej użyto do wzniecenia ognia.
We wszczętym śledztwie wydane zostały w wtorek postanowienia o powołaniu biegłych z zakresu medycyny sądowej. Chodzi o ustalenie przyczyn śmierci całej czwórki zmarłych, w tym m.in. ostateczne ustalenie, czy do śmierci dzieci nie doszło jednak jeszcze przed pożarem. Sekcje powinny być przeprowadzone w najbliższych dniach. Do ustalenia przyczyn pożaru konieczny będzie biegły z zakresu pożarnictwa.
Biorąc pod uwagę, że to początek śledztwa i nie ma jeszcze opinii biegłych, prokuratura nie przesądza jakie będzie zakończenie tego postępowania. Jeśli obecnie przyjęta, główna hipoteza się ostatecznie potwierdzi dowodowo, będzie ono umorzone z powodu śmierci sprawcy.
Według informacji, którymi od policji dysponuje Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Choroszczy, rodzina miała czasowo założoną tzw. niebieską kartę, po zgłoszeniu o awanturze domowej kilka tygodni temu. Karta ta została zamknięta w lutym, na wniosek małżonków. Gmina Choroszcz zapewniła, że kobieta, która straciła bliskich i dach nad głową, może liczyć m.in. na mieszkanie zastępcze i udzielenie przez samorząd pomocy finansowej.
Burmistrz miasta przekazał w rozmowie z Polsat News, że w przeszłości odnotowano jedno zgłoszenie z domu rodziny.
- Był jeden incydent, ale nie był poważny, nie można było przypuszczać, że coś takiego się wydarzy - przekazał Wardziński. - Wszystkie fakty pokazały, że to było jednorazowe zajście. To była bardzo porządna rodzina - dodał.
Incydent, o którym mowa, to prawdopodobnie sylwestrowo-noworoczna kłótnia, po której rodzinie założono niebieską kartę. Potwierdziła to Interii rzeczniczka urzędu miasta i gminy Urszula Glińska.
W rozmowie z Interią mieszkańcy ciepło wspominają rodzinę z Choroszczy. - Jeszcze w niedzielę rano jeden z chłopców był z babcią w kościele - mówiła jedna z osób z lokalnej społeczności.
Jak podkreślił mężczyzna, "to wielka tragedia, a mieszkańcy są w szoku. Wszyscy zastanawiają się, jak mogło do niej dojść".
Do pożaru w Choroszczy doszło w niedzielę wieczorem. Zgłoszenie, które straż pożarna otrzymała tego dnia o godz. 22.29, poprzedziło zawiadomienie na numer alarmowy o awanturze domowej. Po niej z domu wyszła żona 45-latka, matka dzieci w wieku trzech, ośmiu i 10 lat.
To ona niedługo po zgłoszeniu awantury, zawiadomiła strażaków o pożarze. Gdy pierwsze jednostki przyjechały na miejsce ogień - jak podaje PSP w komunikacie podsumowującym działania - wydostawał się z okien budynku, rozprzestrzenił się również na dach domu. Po opanowaniu pożaru, lokalizacji źródła ognia i przeszukaniu budynku, strażacy znaleźli w nim cztery osoby, które ewakuowano. Wszyscy byli jednak już bez czynności życiowych. Lekarz stwierdził zgon.
Z danych strażaków wynika, że akcja ratowniczo-gaśnicza w Choroszczy trwała blisko cztery godziny, wzięło w niej udział ponad 40 strażaków.