Dzieci urodziły się i przebywały na tym oddziale. Zostały w terminie wypisane z tej placówki w dobrym stanie, nic nie wskazywało na zakażenie. Po kilku dniach wystąpiły jednak u nich zmiany skórne, które zaniepokoiły rodziców. Dzieci trafiły na oddział zakaźny Dziecięcego Szpitala Klinicznego (DSK) w Białymstoku i tam się okazało, że wszystkie maluchy były wcześniej w tym samym szpitalu. Pierwsze dziecko trafiło do DSK przed tygodniem, ostatnie w czwartek - poinformował w piątek dr Artur Sulik z Kliniki Obserwacyjno-Zakaźnej Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Jeden z noworodków już został wypisany do domu, pozostałe są leczone. Sulik ocenia, że to leczenie potrwa około tygodnia. Wszystkie dzieci są w stanie ogólnym dobrym, gronkowiec, który u nich wykryto, jest wrażliwy na wszystkie antybiotyki. Z przedstawionych w piątek przez Sanepid wyników badań z próbek pobranych we wtorek na oddziale, gdzie mogło dojść do zakażenia, wynika, że na oddziale położniczym był jedynie gronkowiec epidermidis, który jest zaliczany do niegroźnych. - To nie ten gronkowiec spowodował chorobę u dzieci - poinformował rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku Andrzej Jarosz. Wiele może wskazywać na to, że dzieci zachorowały w wyniku kontaktu z zakażoną osobą. Badano już próbki pobrane z rąk personelu oddziału, a także próbki z przedmiotów na oddziale, np. wag, kołderek i innego sprzętu. Sanepid ma pobrać w piątek kolejne próbki do badań. Być może trzeba będzie prowadzić bardziej szczegółowe badania personelu, np. robić posiewy z nosa czy gardła. Sprawę wyjaśnia także zespół do spraw zakażeń szpitalnych w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym. Dyrektor szpitala dr Bogusław Poniatowski powiedział, że być może wykryty gronkowiec jest patogenem, który u zdrowych dorosłych ludzi nie daje żadnych niepokojących skutków, a u małych dzieci spowodował zmiany skórne. Dyrektor dodał, że należy czekać na wynik pracy zespołu ds. zakażeń szpitalnych. Na razie na oddział pacjenci nie będą przyjmowani do 8 grudnia.