Próbowała ona bronić swego psa, na którego rzuciła się agresywna suka rasy amstaff. Groźny pies wybiegł z posesji, na której zwykle przebywał, przez niedomkniętą furtkę. Po zdarzeniu, do którego doszło jesienią 2008 roku, kobiecie trzeba było założyć trzydzieści szwów, ponad dwa razy więcej pogryzień miał jej pies. Skazany w procesie mężczyzna bronił się, że pies jest nie jego tylko syna; tłumaczył też, że ktoś inny złośliwie otworzył furtkę, więc nie on powinien ponosić odpowiedzialność. Chciał uniewinnienia. Sąd uznał jednak, że tego dnia to on miał pieczę nad zwierzęciem, więc odpowiadał za nie. Poza tym wziął pod uwagę, że chodziło o psa rasy niebezpiecznej oraz że posesja nie była należycie zabezpieczona, a poszkodowana kobieta odniosła poważne obrażenia. Wyrok nie jest prawomocny.