Jak poinformował w czwartek szef bielskiej prokuratury Krzysztof Zwoliński, śledztwo dotyczy podejrzeń narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez dyspozytora pogotowia ratunkowego, który odmówił przewiezienia chorego z podejrzeniem udaru mózgu do szpitala w Białymstoku, gdzie działa specjalistyczny oddział. Ponieważ w krótkim odstępie czasu stwierdzono dwa tego rodzaju zachowania - w ocenie prokuratury - może to sugerować "obraną przez pogotowie ratunkowe praktykę". To było świadome działanie? - Ponieważ opóźnianie udzielenia takiemu choremu wysoko specjalistycznej pomocy zagraża nawet jego życiu, konieczne jest ustalenie, czy problemem są wadliwe procedury, czy świadome decyzje mające na względzie inne wartości niż życie i zdrowie człowieka - poinformowała w komunikacie prokuratura. Zawiadomienie złożył szpital powiatowy w Bielsku Podlaskim. Na początku stycznia pogotowie przywiozło tam pacjenta z terenu powiatu. W ocenie szpitala był to pacjent z udarem mózgu, który w jak najkrótszym czasie powinien był trafić do specjalistycznej placówki. Pogotowie odmówiło jednak przewiezienia chorego do Białegostoku - zrobił to szpital. Dyrektor tłumaczy procedury Dyrektor szpitala Bożena Grotowicz powiedziała, że - biorąc pod uwagę obowiązujące w Polsce procedury ratownictwa medycznego i wytyczne - pogotowie nie powinno do jej placówki przywozić pacjentów z zawałem serca lub udarem mózgu. Chorzy powinni bowiem od razu trafić tam, gdzie będą szybko i skutecznie leczeni. Oceniła więc, że - co do zasady - pacjenci z udarami mózgu czy zawałami serca nie powinni trafiać do szpitala w Bielsku Podlaskim - mimo że są mieszkańcami powiatu bielskiego - a od razu do szpitali w Białymstoku lub Choroszczy koło Białegostoku. Według niej pogotowie, przywożąc takie osoby do szpitala w Bielsku Podlaskim, kieruje się względami finansowymi, bo nie generuje kosztów transportu do oddalonego o ok. 50 km Białegostoku. Pacjent przeżył, ale ma niedowład Jak dodała, nie chodzi o to, że taki pacjent jest potem wieziony na koszt szpitala, ale o czas udzielenia mu specjalistycznej pomocy, co jest kwestią kluczową. Jak powiedziała, zanim szpital powiatowy przewiezie pacjenta do specjalistycznej placówki, musi wcześniej przeprowadzić badania (m.in. tomografię), poczekać na wyniki i dopiero z udokumentowanym stanem medycznym wysyła takiego chorego. - Dopiero wtedy przyjmują od nas takiego pacjenta - dodała dyrektor. Pacjent, o którym jest mowa w zawiadomieniu, przeżył, ale ma niedowład. - On może ten niedowład też by miał (gdyby wcześniej trafił do specjalistycznej placówki - przyp. red.), ale powstaje wątpliwość, że nie została wykorzystana szansa - podkreśliła Grotowicz. "Błąd leży po stronie SOR" Dodała, że karetka nie miała w składzie zespołu lekarza a jedynie ratowników medycznych. O przewiezieniu pacjenta do Białegostoku zdecydował więc lekarz szpitalnego oddziału ratowniczego (SOR) w Bielsku Podlaskim, ale inną decyzję podjął koordynator medyczny z Centrum Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku. Zdaniem Grotowicz, przekroczył swoje kompetencje. "Lekarz, koordynator ratownictwa medycznego, postąpił zgodnie z obowiązującym prawem. Błąd leży po stronie SOR w Bielsku Podlaskim, który odmawiając przyjęcia pacjenta zachował się niewłaściwie i niezgodnie z przepisami" - taką opinię przesłał w czwartek Podlaski Urząd Wojewódzki w Białymstoku, powołując się na opinię wojewódzkiego konsultanta ds. ratownictwa medycznego. "To nie jest odosobniony przypadek" W jego ocenie "zgodnie z obowiązującymi przepisami i procedurami pacjent po przekroczeniu drzwi SOR bądź też izby przyjęć staje się pacjentem danego szpitala". Jak napisano w komunikacie, jeśli lekarz SOR-u po zbadaniu pacjenta uznał, że wymaga on specjalistycznej opieki, powinien go przetransportować do właściwej placówki. Według urzędu ta sprawa "to nie jest odosobniony przypadek", a pogotowie ratunkowe zgłosiło skargi na trudności we współpracy ze szpitalnym oddziałem ratunkowym w Bielsku Podlaskim.