Ogień pojawił się w nocy w piętrowym budynku. Płomienie zauważyła sąsiadka. Od razu wezwała straż pożarną. W środku płonącego budynku było sześć osób. Udało się uratować tylko dwójce - ojcu rodziny i mieszkającemu w tym samym domu 20-letniemu lokatorowi. Obydwaj próbowali gasić ogień i zdążyli uciec z płonącego domu przez piwnicę. W wyniku zaczadzenia zginęły cztery osoby: 40-letnia matka, dwie córki w wieku 4 i 13 lat oraz 16-letnia kuzynka. Prawdopodobną przyczyną pożaru było zwarcie w instalacji elektrycznej podgrzewacza wody (tzw. termy) w kuchni. Stamtąd po drewnianej boazerii ogień przemieścił się na piętro, gdzie spali mieszkańcy domu. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że chociaż straż pożarna przyjechała szybko, to jednak nie miała odpowiedniego wyposażenia. Drabinę strażacy pożyczyli od okolicznych mieszkańców.