Sąd zajmował się wydarzeniami z końca października 2013 r. Do prywatnej kliniki położniczo-ginekologicznej w Białymstoku zgłosiła się wówczas, poza terminem planowych wizyt, pacjentka, bo nie odczuwała ruchów płodu. Lekarz dyżurny przeprowadził badania, których wynik uznał za prawidłowy i nieuzasadniający dalszych badań diagnostycznych ani potrzeby hospitalizacji. Po dwóch dniach kobieta zgłosiła się do innej placówki medycznej, gdzie badania wykazały obumarcie dziecka. Okazało się, że przyczyną śmierci była sytuacja nagła: zaciśnięcie się węzła prawdziwego pępowiny. W prywatnym akcie oskarżenia lekarzowi zarzucono narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka. Sąd I instancji lekarza jednak uniewinnił. Biorąc pod uwagę zebrane dowody, w tym, przede wszystkim, wyniki badań kobiety z 20 października 2013 r. i ocenę wyników tych badań przez specjalistów, sąd uznał, że brak jest możliwości przypisania oskarżonemu jakiegokolwiek zaniechania. "Nie było takiej sytuacji, którą by przeoczył, której by nie dostrzegł z różnych powodów, a która by uzasadniała natychmiastową decyzję o wykonaniu cięcia cesarskiego w przypadku pokrzywdzonej" - argumentował sąd w uzasadnieniu wyroku I instancji. Orzeczenie to zaskarżyli pełnomocnicy tzw. oskarżyciela subsydiarnego. Sąd odwoławczy uniewinnienie utrzymał jednak w mocy.