Protestujące pielęgniarki i położne zgromadziły się rano w sali konferencyjnej szpitala. W akcji wzięła udział połowa z 420 pielęgniarek i położnych zatrudnionych w placówce. Pielęgniarki pozostały przy chorych na takich oddziałach jak: intensywna terapia, szpitalny oddział ratownictwa i noworodków. Na innych była minimalna obsada personelu pielęgniarskiego - oddziałowa plus jedna pielęgniarka. Pielęgniarki i położne domagają się podwyżki o 800 zł brutto. Dyrektor placówki nie chce spełnić tych żądań, bo szpital ma obecnie ok. 40 mln zł długu i znajduje się w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Z kolei pielęgniarki twierdzą, że zarabiają zbyt mało, ok. 1,8 tys. zł brutto pensji zasadniczej. To drugi, w ostatnich latach, strajk pielęgniarek i położnych w tym szpitalu. W 2007 roku, po przeprowadzonej akcji kobiety uzyskały 400 zł podwyżki i zapowiedź kolejnych. Ustalenia dotyczące kolejnych podwyżek nie zostały jednak nigdy zrealizowane. - Ten strajk ostrzegawczy wynika z braku realizacji tamtych ustaleń. Nie doczekaliśmy się zapowiedzianych podwyżek, a rozmowy z dyrekcją nie przyniosły efektu, stąd ten strajk, który oczywiście nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale tylko w ten sposób możemy walczyć o podwyżki - powiedziała dziennikarzom szefowa związku zawodowego położnych Małgorzata Mackiewicz. Po spotkaniu z przedstawicielkami pielęgniarek i położnych, dyrektor szpitala Grzegorz Gałązka powiedział, że placówka nie ma pieniędzy na podwyżki płac. - Są one (żądania podwyżek - przyp. red.) niemożliwe do zrealizowania - powiedział Gałązka. Dodał, że poinformował pielęgniarki, że jeśli szpital uzyska dodatkowe pieniądze, to wówczas "siądzie do rozmów" z nimi. Powiedział też, że średnia pensja pielęgniarki w szpitalu, to 2,7 tys. zł brutto. Według niego, jedyną szansą na wprowadzenie podwyżek byłoby uzyskanie przez szpital pieniędzy z NFZ za nadwykonania. Ale nie podał żadnych szczegółów. Szpital Wojewódzki w Suwałkach jest jednym z największych w regionie i podlega samorządowi województwa. Cezary Cieślukowski, członek zarządu województwa odpowiedzialny m.in. za służbę zdrowia, również uważa, że obecna sytuacja finansowa szpitala nie pozwala na podnoszenie wynagrodzeń żadnej grupie pracowników. - Moim zdaniem płace powinny być uzależnione od wyników finansowych i szpitala, i poszczególnych oddziałów. Nawet przy złej kondycji finansowej szpital, jeżeli poszczególne oddziały mają dodatnie wyniki czy poprawiają wyniki, to wtedy jest pole do negocjacji ewentualnych nowych regulacji płacowych - powiedział Cieślukowski. Dodał, że w sytuacji szpitala w Suwałkach "trudno znaleźć uzasadnienie dla podwyżki" oprócz tego, że oczekują tego pracownicy. Powiedział, że ubiegły rok szpital ten zamknął stratą ok. 10 mln zł. Sytuację nazwał "wręcz dramatyczną". Cieślukowski dodał, że muszą być poszukiwane oszczędności właściwie we wszystkich dziedzinach działalności szpitala, biorąc też pod uwagę, że kontrakt z NFZ "nie jest rewelacyjny".