Strajk w szpitalu w Suwałkach, dla którego samorząd województwa jest organem założycielskim, trwa od ponad tygodnia. Pielęgniarki domagają się podwyżek o minimum 500 zł. Protest prowadzą, odchodząc na dwie godziny dziennie od łóżek pacjentów. Według podpisanego w ubiegłym tygodniu z dyrekcją szpitala dokumentu, w takiej formie będą prowadziły protest do 6 listopada, bo wtedy miałaby być znana wysokość kontraktu suwalskiej placówki z NFZ na 2008 rok. Siostry liczą, że wtedy będzie wiadomo, czy i w jakiej wysokości dostaną podwyżki. Na sesję sejmiku w Białymstoku przyjechała delegacja protestujących, by przedstawić swoje stanowisko w sprawie strajku. Jak mówiła przedstawicielka pielęgniarek Wiesława Giczewska, to porozumienie z dyrekcją to "gra na zwłokę", dlatego domagała się jak najszybszych działań. Pielęgniarki zagroziły, że mogą zaostrzyć strajk. Władze samorządowe województwa stoją na stanowisku, że o podwyżkach można rozmawiać dopiero wtedy, gdy będzie znany nowy kontrakt szpitala. Sytuację utrudnia też fakt, że dotychczasowy zarząd tej placówki właśnie podał się do dymisji. Marszałek Podlasia Dariusz Piontkowski uważa, że nie ma szans na podwyżkę w wysokości żądanej przez pielęgniarki. ?Jeżeli chcemy doprowadzić do likwidacji szpitala, to to jest najlepsza droga - dodał. Jak powiedział w czasie sesji wicemarszałek Marek Olbryś, odpowiedzialny w zarządzie Podlasia za służbę zdrowia, od początku roku suwalski szpital powiększył dotychczasowe straty o 6,5 mln zł i obecne jego zadłużenie wynosi 40 mln zł. Roczny kontrakt szpitala opiewa na 50 mln zł.