Obecnie, sąd ma w planie przesłuchanie, z wykorzystaniem telekonferencji, sześciu świadków z województwa dolnośląskiego. Chodzi o wcześniejsze miejsce zamieszkania rodziny B. Nie wiadomo, czy przesłuchania się rozpoczęły, cały proces jest bowiem utajniony. Na pierwszej rozprawie w marcu zdecydował o tym sąd ze względu na dobre obyczaje i ważny interes osób pokrzywdzonych. Według nieoficjalnych informacji zbliżonych do źródeł sądowych, składania zeznań nie skończyła jeszcze córka oskarżonego, ale ze względu na zaplanowane przesłuchania z wykorzystaniem łącz internetowych, kobieta będzie zeznawała po ich zakończeniu. Krzysztof B. został zatrzymany we wrześniu 2008 roku, gdy jego żona wraz z 22-letnią córką, po wielu latach milczenia zawiadomiły policję w Siemiatyczach. Dziewczyna zeznała, że była wykorzystywana przez ojca i urodziła dwoje dzieci, a ojciec zmusił ją, by zostawiła je w szpitalu. Mężczyźnie postawiono siedem zarzutów. Najpoważniejszy, to wielokrotne gwałty na córce z użyciem przemocy i gróźb. Jak ustalono w śledztwie prowadzonym najpierw w Siemiatyczach, a potem w Białymstoku, pierwszy raz Krzysztof B. zgwałcił córkę, gdy miała 16 lat. Dwójka dzieci, które dziewczyna urodziła w szpitalach we Wrocławiu i Siemiatyczach, trafiła do innych rodzin. Ze względu na dobro dzieci i tych rodzin prokuratura odstąpiła od szczegółowych badań ojcostwa, ale wie, gdzie - wskutek decyzji sądów rodzinnych - te dzieci się znalazły. W procesie odpowiadają też trzej inni mężczyźni (z wolnej stopy, Krzysztof B. przebywa w areszcie), współoskarżeni w związku z najściem na dom narzeczonego córki Krzysztofa B., do którego uciekła. Ojciec zabrał ją stamtąd siłą, grożąc mężczyźnie. W śledztwie Krzysztof B. przyznał się do współżycia z córką, ale twierdził, że działo się to za jej namową; nie zmuszał jej, nie wykorzystywał, nie groził. Twierdzi także, że dzieci urodzone przez dziewczynę nie są jego. Grozi mu do 15 lat więzienia (najwyższa jest kara za napad). W śledztwie był badany psychiatrycznie i psychologicznie. Żadnych zaburzeń na tle seksualnym lekarze nie stwierdzili.