Za sprawą tego oskarżenia urzędnik stracił pracę. Proces był utajniony, ogłoszenie wyroku było jawne. Do zdarzenia doszło we wrześniu 2008 roku. Prokuratura zarzuciła dyrektorowi, że dopuścił się gwałtu na 23-letniej wówczas kobiecie, która wykorzystując znajomość innej osoby z dyrektorem urzędu, chciała sobie załatwić pracę bibliotekarki w szkole średniej. Sąd mówił, że nie była to typowa interesantka szukająca zatrudnienia za pośrednictwem urzędu pracy, a "znajoma znajomego", która zgodziła się na spotkanie pod koniec godzin pracy urzędu. Oskarżony nie przyznawał się do zarzucanego mu czynu; mówił, że do obcowania płciowego, a nie stosunku seksualnego, z tą kobietą doszło za jej zgodą, a nawet z jej inicjatywy. Do gwałtu miało dojść w gabinecie dyrektora. Kobieta zeznała, że została tam zgwałcona, przedtem miała być odurzona środkiem, który spowodował, że nie mogła się bronić. Żądała w sądzie od oskarżonego 60 tys. zł zadośćuczynienia w powództwie cywilnym - to powództwo sąd pozostawił bez rozpoznania. Sąd podkreślał, że kobieta przyszła na spotkanie ubrana jak na spotkanie towarzyskie, a nie jak osoba szukająca pracy urzędniczki, nie broniła się, nie wzywała pomocy, nie dzwoniła po nią, nie uciekała, była pod znacznym wpływem alkoholu, a oskarżony nie żądał od niej żadnych korzyści majątkowych, niczym jej nie groził - argumentował sąd. Badania nie potwierdziły w jej organiźmie obecności żadnych środków odurzających. Sąd ocenił, że "nie można jednoznacznie ustalić, czy oskarżony dokonał gwałtu". Sąd podał, że oskarżony i poszkodowana w dniu, gdy doszło do zdarzenia, przebywali ze sobą w bydynku urzędu pracy w Sejnach przez kilka godzin, nie było przy tym osób trzecich, dlatego tylko te dwie osoby wiedzą, co się wydarzyło w trakcie tego spotkania. Sąd podkreślił, że obrażenia ciała, które miała kobieta, "z równym prawdopodobieństwem" mogą świadczyć zarówno o tym, że mogło dojść do gwałtu, jak i innego obcowania płciowego, o którym mówił oskarżony. Wyrok jest nieprawomocny, oskarżona zapowiedziała apelację.