Sąd uchylił zasądzenie lekarzowi 20 tys. zł odszkodowania. Jednocześnie sąd odwoławczy nie zmienił wysokości zasądzonego przez pierwszą instancję zadośćuczynienia w wysokości 70 tys. zł. W tym zakresie wyrok jest prawomocny. W 2005 roku Tomasz Hirnle został zatrzymany w wyniku policyjnej prowokacji i trafił na prawie dwa miesiące do aresztu. Po dwóch procesach został prawomocnie uniewinniony od zarzutu przyjęcia 5 tys. zł łapówki. Potwierdził to Sąd Najwyższy. Okazało się, że za całą akcją stał podwładny lekarza, a dowody były zbierane niezgodnie z prawem. W czerwcu tego roku Sąd Okręgowy w Białymstoku przyznał Tomaszowi Hirnle 90 tys. zł: 20 tys. zł odszkodowania i 70 tys. zł zadośćuczynienia. Apelacje od tego orzeczenia złożyły obie strony. Prokurator chciał oddalenia wniosku jako przedawnionego w tym trybie (wnioskodawca spóźnił się z jego złożeniem dwa tygodnie) lub - alternatywnie - zmniejszenia kwoty zadośćuczynienia. Sam lekarz domaga się znacznie wyższego odszkodowania - chce, by zasądzone zostało nie tylko za czas pobytu w areszcie, ale i za czas po jego opuszczeniu. Przed aresztowaniem Hirnle pracował na kontrakcie jako szef kliniki, a umowa miała obowiązywać do 2015 roku. Gdy trafił do aresztu, szpital kliniczny w Białymstoku (gdzie był i jest nadal zatrudniony) wypowiedział ten kontrakt, a potem zawarł z nim umowę na stanowisko asystenta, z odpowiednio niższymi zarobkami. Dopiero po kilku latach lekarz wrócił na stanowisko ordynatora. Dlatego za utracone zarobki wnioskuje on o ponad 274 tys. zł odszkodowania więcej, niż zasądził sąd pierwszej instancji. Sąd Apelacyjny, w zakresie wysokości odszkodowania, wyrok w piątek uchylił i sprawę przekazał do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Białymstoku. Sąd Apelacyjny nie zgodził się ze stanowiskiem prokuratora, że doszło do przedawnienia, wobec czego roszczenie powinno być oddalone. Jak mówił sędzia Tomasz Wirzman, podniesienie tego zarzutu przez prokuratora było "nadużyciem prawa". Odwołał się do "elementarnego poczucia sprawiedliwości", bo aresztowany na 50 dni lekarz bezsprzecznie poniósł szkodę i przywołał również stosowne orzeczenie Sądu Najwyższego. Sąd odwołał się także do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Sędzia Wirzman przypomniał, że przekroczenie terminu nie było duże, a argumenty lekarza, dlaczego tak się stało, nie były wcale "takie wątpliwe". Odnosząc się do odszkodowania, sąd przedstawił argumentację, iż "można i należy przyjąć", że szkoda jakiej doznaje osoba pozbawiona wolności, może powstać także w okresie po wyjściu na wolność. Zastrzegł jednak, że musi być ona jednocześnie bezpośrednim następstwem tego pozbawienia wolności. Sędzia Wirzman przypomniał, że lekarz miał zawarty ze szpitalem kontrakt do 2015 roku, który automatycznie był rozwiązywany w przypadku aresztu dłuższego niż miesiąc (co miało miejsce) lub prawomocnego wyroku skazującego. Doszło więc do rozwiązania umowy, a stanowisko zajmowane przed aresztowaniem lekarz objął ponownie, ale dopiero po dłuższym czasie. Nie zmieniając wysokości zadośćuczynienia, sąd przypomniał m.in. upokorzenia, jakich doznał lekarz w areszcie a także społecznego odbioru jego sprawy, bo aresztowanie Tomasza Hirnle nastąpiło - jak dodał sędzia Wirzman - "w charakterystycznym dla tego okresu zainteresowaniu mediów". Zwracając się do obecnych na sali dziennikarzy podkreślił, że to wówczas tymczasowe aresztowanie było przedstawiane przez media w taki sposób, iż było odbierane jako "uznanie winy". - I ten błąd w niektórych mediach pokutuje do dziś. Dzisiaj się przedstawia osobę tymczasowo aresztowaną z takim wydźwiękiem, że ona dokonała gwałtu, zabójstwa, o co tam jest podejrzana. A pamiętajmy, że tymczasowe aresztowanie ma służyć tylko prawidłowemu zabezpieczeniu toku postępowania - powiedział sędzia Wirzman.