Okolicznościowej mszy św. w parafii Niepokalanego Serca Maryi w białostockich Dojlidach, gdzie przed laty ksiądz Suchowolec pracował i gdzie w pożarze plebanii zginął, przewodniczył metropolita białostocki abp Edward Ozorowski. Byli przedstawiciele "Solidarności" i władz oraz liczne poczty sztandarowe. - Po dwudziestu latach od zbrodni pozostaje bez odpowiedzi pytanie, jaka jest prawda o tej śmierci - podkreślił w homilii ks. dr Tadeusz Krahel z Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Białymstoku. Mówiąc o prowadzonym obecnie przez IPN śledztwie, w ramach którego badane są także okoliczności śmierci księdza Suchowolca pytał, "na ile uda mu się (IPN-owi) dojść do prawdy". - Rzeczywistość, w jakiej żyjemy nie napawa nas optymizmem. Na naszych oczach widzimy, co się dzieje chociażby ze sprawą morderstwa Krzysztofa Olewnika. Giną świadkowie, zabójcy, jakoby samobójstwa, giną akta. Czy to przypadkowo - pytał ks.Krahel. Duchowny mówił w homilii, że po przemianach ustrojowych budowa nowej Polski nie zaczęła się na "trwałych fundamentach prawdy i sprawiedliwości". - W konsekwencji ci, co zbierali profity wysługiwania się komunie, w nowej rzeczywistości nadal w dużym stopniu są uprzywilejowani, a ci co walczyli o wolność, jakże często żyją w biedzie - powiedział. Syn naszego miasta, energiczny, spontaniczny, szczery aż do bólu, bardzo wrażliwy na ludzie cierpienie - tak mówił o Stanisławie Suchowolcu ks. Krahel. Przypomniał, że ksiądz Stanisław znał dobrze księdza Jerzego Popiełuszkę i traktował go jako wzór duszpasterza i zaangażowania społecznego. Na grobie ks. Suchowolca, znajdującym się przy kościele w Dojlidach jest napis: "Ten dzwon nie zagra pieśni o prawdzie - trafiony w serce zamilkł na wieki". - Dzwon ze spiżu trafiony pociskiem już nie zagra, ale ksiądz Stanisław, choć trafiony zbrodniczo w serce, on ciągle gra pieśń prawdy. Choć minęło już 20 lat od jego śmierci, my ciągle go pamiętamy, echo jego głosu wciąż się rozchodzi - mówił ks. Krahel. Ksiądz Suchowolec zginął w nocy z 29 na 30 stycznia 1989 roku. Miał 31 lat. Pierwsze śledztwo zakończyło się ustaleniem, że przyczyną pożaru plebanii był zepsuty czajnik elektryczny; zostało więc umorzone. Podjęto je jednak dwa lata później, po zapoznaniu się z ustaleniami sejmowej komisji nadzwyczajnej do zbadania działalności MSW. Ustalono wówczas, że osobą księdza Suchowolca - z uwagi na jego działalność polityczną w ówczesnej opozycji - interesowała się Służba Bezpieczeństwa. W nowym postępowaniu uzyskano ekspertyzy biegłych, którzy stwierdzili jednoznacznie, że przyczyną pożaru było podpalenie. Wtedy pojawiły się też przypuszczenia, że ksiądz mógł zginąć w wyniku zamachu na jego życie zaplanowanego przez SB. Ponieważ sprawców nie udało się ustalić, w sierpniu 1993 roku postępowanie ponownie umorzono. Nie można było wtedy jednak dotrzeć do utajnionych akt SB. W listopadzie 1995 r. pełnomocnik matki księdza wystąpił do białostockiej prokuratury o odtajnienie akt SB z zasobów dawnego MSW. Prokurator badał je do kwietnia 1997 r., nie znalazł jednak dowodów, które pozwoliłyby jeszcze raz wszcząć śledztwo. Teraz sprawę bada IPN, już w ramach większego śledztwa dotyczącego zbrodniczych struktur w dawnym MSW, które mają na koncie m.in. zamachy na duchownych i działaczy opozycji. Szczegółów postępowania Instytut nie ujawnia zasłaniając się dobrem śledztwa. Ciągle prowadzone jest ono "w sprawie", czyli nie przeciwko konkretnym osobom.