Wśród sześciu osób oskarżonych w tej sprawie jest lider Polskiej Partii Narodowej (PPN) Leszek Bubel. Przed miesiącem inny z oskarżonych, dotąd broniący się sam, niespodziewanie złożył wniosek o obrońcę z urzędu. Jak okazało się w piątek w sali sądowej, wyznaczony adwokat został o tym powiadomiony w czwartek po południu. Nie był więc w stanie ani zapoznać się z kilkunastoma tomami akt sprawy, ani znaleźć zastępstwa w innej, którą miał w tym samym czasie. Złożył więc wniosek o odroczenie, a sąd - mimo sprzeciwu Leszka Bubla - wniosek uwzględnił i rozprawę odroczył do drugiej połowy maja. Będzie próbował wówczas dokończyć przesłuchanie świadka wnioskowanego przez Bubla. Rozpoczął to przesłuchanie na rozprawie w lutym. Rzecznik Sądu Rejonowego w Białymstoku sędzia Joanna Toczydłowska poinformowała, że sytuacja wyniknęła z tego, iż przewodnicząca składu sędziowskiego nie dostała do dekretacji dokumentów od oskarżonego wnioskującego o obrońcę z urzędu. Jego oświadczenie o stanie rodzinnym, majątkowym i dochodach, niezbędne w takiej sytuacji, zostało "wszyte do akt bez przedstawienia sędziemu do decyzji". Sędzia zauważyła to sama dopiero w miniony czwartek, gdy przygotowywała się do kolejnej rozprawy. Dopiero więc wówczas wyznaczono obrońcę i powiadomiono go o tym. - Taka sytuacja, to jest wszycie do akt pisma bez przedstawienia go do dekretacji sędziemu, miała charakter incydentalny. O tej nieprawidłowości został poinformowany prezes sądu - dodała sędzia Toczydłowska. Nie wiadomo, czy sąd otrzymał już zeznania trzech świadków przesłuchiwanych w ramach pomocy prawnej przez sądy w innych miastach w kraju. Śledztwo zaczęło się od zawiadomienia złożonego przez mężczyznę, który na słupach ogłoszeniowych i murach w Białymstoku zauważył czarno-białe plakaty. Ocenił, że ich treść to nawoływanie do nienawiści w stosunku do narodu żydowskiego. Zarzuty dotyczące plakatów postawiono dwóm osobom. Zarzuty dotyczą również publikacji w wydawanym przez Bubla piśmie. Trafiało ono w 2005 roku do obiegu jako dodatek do dwóch innych pism, m.in. o treści satyrycznej, na których wydawanie Bubel ma formalne zezwolenia i które są zarejestrowane. Jak informowała prokuratura, chodzi o "publiczne nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych oraz publiczne znieważanie grupy ludności z powodu przynależności do narodu żydowskiego, poprzez publikowanie i upowszechnianie treści antysemickich". Ani Leszek Bubel, ani inni oskarżeni do zarzutów nie przyznają się.