Aneta Kuberska pracuje w Promotechu jako referent ds. kadrowych od 2005 roku. Nie pali od ponad roku. Do rzucenia nałogu namówiła też swojego męża, zatrudnionego w tej samej firmie (Promotech znany jest jako firma "rodzinna", chętnie zatrudniająca małżonków i ich dorosłe dzieci). Zrobiłam to głównie dla zdrowia - mówi pani Aneta. - Ale nie ukrywam, że motywacyjny system, promujący niepalenie, bardzo nam pomógł w podjęciu decyzji. Nie palimy od marca ubiegłego roku i tylko za to dostaliśmy na rękę w sumie 2400 zł. Nie mówiąc o tym, co zaoszczędziliśmy na papierosach i przede wszystkim na zdrowiu! Na 196 osób zatrudnionych w białostockim Promotechu nie palą 153 ( 73 proc.załogi). Co miesiąc do pensji firma dopłaca im za to 80 zł. Mało tego - palacze też dostają pieniądze, choć mniejsze. Za to, że powstrzymują się od palenia na terenie zakładu pracy inkasują po 20 zł miesięcznie. Takich osób jest w Promotechu dużo mniej niż niepalących - trochę ponad 40. Jak sobie radzą z nałogiem przez osiem godzin spędzanych w pracy? Jedni jakoś wytrzymują, inni palą tylko poza terenem zakładu, np. podczas przerwy na obiad, w drodze do pobliskiego baru. Wszyscy zgodnie przyznają, że palą w sumie dużo mniej. - Mimo, że jestem palaczem, pochwalam system, panujący w firmie - mówi Małgorzata Jaromska - kadrowa w Promotechu. - Dzięki temu palę mniej i okazuje się, że można to wytrzymać. Promotech skutecznie walczy z nałogiem już od 17 lat. Całkowity zakaz palenia obowiązuje na terenie firmy od 1993 roku. - Zaczęło się od dobrowolnych, ustnych deklaracji o rzuceniu palenia - wspomina Mieczysław Maciejczuk, instruktor BHP w Promotechu. - Jedni wytrwali w postanowieniu, inni nie. Ci, którzy na dobre zerwali z nałogiem dostawali wtedy nawet 150 zł miesięcznie dodatkowo. Problem trzeba było jednak rozwiązać definitywnie, kiedy Ministerstwo Pracy wydało rozporządzenie o wydzieleniu zamkniętych miejsc dla palaczy. - Wtedy większość załogi zdecydowała, że nie chce palarni , a zarząd podjął decyzję o całkowitym zakazie palenia na terenie zakładu - opowiada Maciejczuk. - Wtedy też ustalono ostateczny system premiowy - 80 zł dla niepalących w ogóle i po 20 zł dla pozostałych. Od tej pory każdy nowy pracownik uświadamiany jest o zasadach panujących w firmie. Jeśli nie pali - musi podpisać stosowne oświadczenie, by otrzymać wyższy dodatek. Jeśli zacznie palić (oczywiście poza zakładem), musi o tym poinformować pracodawcę i zrezygnować z pieniędzy. A co grozi za kłamstwo? - "Niepalący" przyłapany z papierosem poza lub na terenie zakładu pracy musi zwrócić wszystkie dodatki, grozi mu też rozwiązanie umowy o pracę z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych - mówi Aneta Kuberska. - Taka sytuacja zdarzyła się tylko raz. Generalnie system akceptuje cała załoga, bo ona sama zdecydowała się na te zasady. Jak wynika z wyliczeń Mieczysława Maciejczuka, propagowanie niepalenia kosztowało firmę w 2005 roku ok. 125 tys. zł. - Wtedy to dodatkowo wspomagaliśmy rzucających palenie, kupując im plastry i gumy nicorette, tylko ta akcja kosztowała 6 tys. zł. Ale opłaciło się , bo kilka osób na dobre rzuciło palenie - wspomina Maciejczuk. Opłaca się także na dłuższą metę - bo do dzisiejszego dnia z palenia w Promotechu zrezygnowało już w sumie kilkadziesiąt osób. Zdecydowanie lepiej wychodzi też na tym firma, mimo że - stale zwiększając zatrudnienie - coraz więcej płaci z niepalenie. - Odpada problem niezliczonych przerw na papierosa, co znacznie ogranicza wydajność pracy we wszystkich przedsiębiorstwach - mówi prezes Promotechu, Zbigniew Gołąbiewski. - . Przecież osiem 15-minutowych przerw na papierosa co godzinę, oznacza dwie godziny wyjęte z dniówki. A to trzeba jeszcze pomnożyć przez wszystkich palących pracowników. Straty z powodu palenia są ogromne, a u nas tego problemu nie ma . MZ Informacja pochodzi z oficjalnego portalu Województwa Podlaskiego - Wrota Podlasia.