Naukowcy obserwują obecnie 17 łosi, które mają specjalne obroże telemetryczne z nadajnikami. W najbliższych dniach takie nadajniki zostaną założone kolejnym siedmiu zwierzętom - poinformował, prowadzący badania, dr hab. profesor Uniwersytetu w Białymstoku Mirosław Ratkiewicz. Pierwsze łosie wyposażono w nadajniki w styczniu 2012 roku. Obserwacje potrwają jeszcze ok. roku, a całe badania jeszcze ok. 2 lat, jednak pierwsze ich praktyczne efekty powinny być znane za kilka miesięcy - poinformował prof. Ratkiewicz. Naukowcy obserwują łosie m.in. w okolicach ruchliwej drogi krajowej nr 65 z Białegostoku do Ełku (Warmińsko-Mazurskie). Często dochodzi tam do wypadków drogowych z udziałem tych zwierząt. W ciągu kilku miesięcy naukowcy chcą zaprezentować "mapę" miejsc, gdzie łosie przekraczają drogi, by wdrażać działania zapobiegające wypadkom z ich udziałem. Chodzi np. o kontynuowanie akcji informacyjnej, stawianie podświetlanych znaków ostrzegawczych, czy - gęściej niż zwykle - słupków koło drogi oraz odkrzaczanie poboczy, by poprawiać tam widoczność. Przy drodze Białystok-Ełk stoją już tablice ostrzegające przed łosiami, ustawione przez Biebrzański Park Narodowy w ramach akcji "Jedź ŁOŚtrożnie". W 2012 roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Białymstoku usuwała tam zakrzaczenia z 11 km poboczy w okolicach miejscowości Downary Plac-Osowiec i Osowiec-Ciemnoszyje. Już wiadomo, że odkrzaczanie przyniosło efekty, bo znacznie spadła tam liczba wypadków. Mirosław Ratkiewicz powiedział, że naukowcy są w trakcie identyfikacji miejsc, gdzie łosie przekraczają tę drogę. Wiadomo już na pewno, że robią to tylko w niektórych miejscach. Zupełnie inaczej traktują za to inną drogę, tak zwaną Carską Szosę, czyli trasę o typowo turystycznym charakterze z Laskowca do Goniądza. Ze względu na stopień zniszczenia jej nawierzchni, intensywny ruch komunikacyjny nie jest tam możliwy a dotychczasowe obserwacje wskazują, że łosie traktują tę drogę jako swoje terytorium. - Łosie nie boją się jej i znajdują się bardzo blisko tej drogi. Obserwowaliśmy, że pojedynczy osobnik nawet kilkadziesiąt razy w miesiącu potrafi przekroczyć tę drogę. On nie wędruje przez nią, tylko traktuje ją jako część areału swego występowania - powiedział Ratkiewicz. W tamtych rejonach obserwowano za pośrednictwem nadajników 10 łosi, które w ciągu roku przekraczały tę drogę kilkaset razy niemal na całej jej długości. "Nie było ani jednego wypadku, bo tą drogą wszyscy wolno jeżdżą" - podkreślił. Naukowcy wiedzą już także ze wstępnych obserwacji, że łosie poza okresami, gdy zmieniają ostoje (gdy wędrują jesienią z bagien do borów i wczesną wiosną wracają z borów na bagna), prowadzą osiadły tryb życia i większość czasu spędzają na znanym sobie terytorium. Przemieszczają się też ściśle określonymi trasami. W Podlaskiem trwa liczenie łosi. Liczą je leśnicy, naukowcy, ekolodzy, pracownicy Biebrzańskiego Parku Narodowego. Liczenie odbywa się na zlecenie Ministerstwa Środowiska. Ratkiewicz powiedział, że np. w okolicach Downar, na obszarze około 300 ha naliczono około 40 łosi. - To jest naprawdę imponująca liczba - powiedział. Dodał jednak, że tak duże zagęszczenia łosi mają charakter lokalny. Z danych Ministerstwa Środowiska wynika, że w Polsce żyje około 16 tys. łosi, głównie we wschodniej Polsce. Najwięcej łosi w kraju jest w województwie podlaskim. Z dotychczasowych danych wynika, że w Biebrzańskim Parku Narodowym jest ich około 600, a w sąsiedniej Puszczy Augustowskiej - ok. 500. Choć formalnie łoś nie jest zwierzęciem objętym ochroną, polowanie na niego nie jest możliwe. Od 2001 roku obowiązuje bowiem bezterminowe moratorium na jego odstrzał.