Prokurator Krzysztof Parchimowicz wnosił przed sądem o oddalenie kasacji i utrzymanie wyroku. Obrońca, mecenas Maciej Gryszkiewicz, od początku tego procesu we wszystkich instancjach sądowych walczył natomiast o to, by sądy przyjęły, że Myszkiewicz zabiła chłopca pod wpływem "silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami", co - jego zdaniem - wykluczałoby przyjęcie, że działała z chęci zemsty i ze szczególnym okrucieństwem. Ta nauczycielka podstawówki z 17-letnim stażem uczyła 11-letniego Piotra P., syna mężczyzny, z którym przez cztery lata była w nieformalnym związku. Jakiś czas wcześniej ojciec postanowił jednak się z nią rozstać. Sąd Najwyższy uznał, że decydujący w całej sprawie był motyw działania Myszkiewicz, czyli chęć zemsty i odwetu na ojcu Piotra i nie ma to wpływu na jednoczesne uznanie, że skazana działała ze szczególnym okrucieństwem i w afekcie. - Chęć zemsty - i to nie tyle na chłopcu, co na ojcu dziecka - oraz jej gniew doprowadziły do tego wybuchu. I ten motyw - wbrew temu, co twierdził obrońca - nie pozostaje w sprzeczności z możliwością uznania, że kobieta działała pod wpływem wzburzenia. Nie zmienia to jednak prawidłowej oceny sprawy i wymierzonej kary - powiedział w ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Jacek Sobczak. SN podkreślił jednocześnie, że Myszkiewicz swoją świadomością - choćby nawet i ograniczoną - obejmowała to, że Piotr P. jest dzieckiem, a dodatkowo jej czyn nie godził w osobę, do której miała bardziej lub mniej uzasadnione pretensje. Te elementy słusznie znalazły odzwierciedlenie w wyroku - zaznaczył sąd. Do zbrodni, która wstrząsnęła opinią publiczną, doszło w kwietniu 2001 roku w gabinecie lekarskim szkoły. Nauczycielka zwabiła tam chłopca, z którym podobno chciała porozmawiać o jego ojcu. Miała jednak ze sobą plecak z nożem introligatorskim i swoim paszportem, co mogło świadczyć, że później chciała wyjechać za granicę. Po postępowaniu dowodowym białostockie sądy obu instancji przyjęły, że motywem zbrodni była zemsta na ojcu chłopca za zerwanie tego związku. Myszkiewicz zaprzeczała temu w śledztwie i przed sądem, choć do zabójstwa się przyznała. Chłopiec zginął od około trzydziestu ciosów nożem. Zmarł z wykrwawienia, zanim przyjechało pogotowie. Kobiecie udało się zbiec, dwa dni później oddała się w ręce policji w Markach pod Warszawą. Skazując kobietę na 25 lat więzienia, sądy niższych instancji oceniły, że zabójstwo było zaplanowane, świadome, nie miało też miejsca działanie w afekcie, jak chciał obrońca, powołujący się na opinie biegłych z procesu w pierwszej instancji. Sąd Apelacyjny w Białymstoku co prawda przyznał, że kobieta była w stanie silnego wzburzenia "w sensie psychicznym i psychiatrycznym", ale nie można uznać tego za afekt w znaczeniu prawnym. Wyrok wobec Myszkiewicz jest ostateczny. O ewentualne warunkowe zwolnienie z odbywania kary Myszkiewicz będzie mogła się ubiegać po 15 latach. Jej obrońca powiedział, że droga prawna w tej sprawie już została zakończona, nie wykluczył jednak, że Myszkiewicz we własnym zakresie będzie się odwoływać do trybunału w Strasburgu. Czarną Białostocką - dwa lata po zabójstwie chłopca - odwiedził reporter RMF Piotr Sadziński. Posłuchaj jego relacji: