Wniosek został złożony przed miesiącem, po postawieniu Dworzańskiemu i czterem innym osobom zarzutów przez Prokuraturę Okręgową w Olsztynie. Zarzuty dotyczą zatrudniania pracowników w urzędzie; jeden z nich związany jest także z konkursem na podział unijnych pieniędzy dla placówek służby zdrowia w regionie. Zarówno marszałek, jak i inni podejrzani, w tym członek zarządu województwa Jacek Piorunek, nie przyznają się. Jarosław Dworzański na poniedziałkowej sesji po raz kolejny odpierał zarzuty. Mówił, że sprawa ma charakter polityczny. Poinformował, opierając się na wiedzy z akt sprawy, iż w śledztwie przesłuchano dotąd 70 świadków. - W tych zeznaniach nie ma żadnych dowodów, które obciążają mnie i moich współpracowników - powiedział. Zastrzegł też, że informacji ze śledztwa ujawnić nie może. Przed wystąpieniem Dworzańskiego i samym głosowaniem, radni PiS, którzy w podlaskim sejmiku są opozycją (rządzi koalicja PO i PSL), wyszli z sali, bo w porządku obrad nie uwzględniono możliwości dyskusji. Głos miał jedynie marszałek, a po jego wystąpieniu od razu nastąpiło głosowanie. Wobec nieobecności radnych PiS z obecnych w sali w czasie głosowania piętnastu radnych przeciwko odwołaniu Dworzańskiego zagłosowało trzynastu. Jeden radny się wstrzymał, a jeden głos był nieważny. W podlaskim sejmiku koalicja PO-PSL ma 16 głosów, PiS - 11, pozostałe 3 mandaty mają radni SLD. Szef klubu radnych PiS Dariusz Piontkowski powiedział, że pozostanie radnych tego klubu w sali oznaczałoby "uczestniczenie w szopce medialnej", którą - jego zdaniem - organizuje Dworzański i "akceptację dla metod stosowanych przez PO, PSL i SLD w sejmiku". Podkreślił, że radni PiS chętnie wzięliby udział w sesji w sprawie wniosku o odwołanie marszałka, który przecież sami złożyli. - Uniemożliwiono nam zabranie głosu w tej sprawie - powiedział jednak Piontkowski. W swoim wystąpieniu marszałek Dworzański nawiązał również do, nagłośnionej w ubiegłym tygodniu, sprawy dotyczącej tego, że wśród agentów CBA zbierających materiały do śledztwa w Urzędzie Marszałkowskim w Białymstoku, była dawna pracownica urzędu. Pracowała ona tam przez pół roku w 2008 r. Procedura jej zatrudnienia została przeprowadzona za poprzedniego marszałka regionu - obecnie szefa klubu radnych PiS w sejmiku - Dariusza Piontkowskiego; umowę o pracę podpisywał jej już Dworzański. Dworzański zaprezentował w czasie sesji dokumentację przyjęcia jej do pracy. M.in. ogłoszenie o naborze, w którym - decyzją jego poprzednika - obniżono wymagania dotyczące stażu pracy. Piontkowski odnosząc się do tego ocenił, że Dworzański dokonał "publicznego linczu" na nim. Skrytykował Dworzańskiego za to, że nie dał mu szansy na odniesienie się do zarzutów, prezentując informacje dotyczące rzekomych nieprawidłowości w jednym z konkursów na stanowisko w urzędzie w czasie, gdy Piontkowski był marszałkiem województwa. - To przecież łamanie podstawowych praw człowieka (...) My się z tym nie zgadzamy - powiedział Piontkowski. Dodał też, że jeżeli będzie taka potrzeba, złoży w prokuraturze stosowne wyjaśnienia. Nie zaprzecza, że obniżył wymagania w konkursie, ale zaznaczył, że działo się to na etapie, gdy konkurs nie był jeszcze formalnie ogłoszony. Mówił też, że nie wiedział kto będzie się ubiegał o to stanowisko, nie uczestniczył w postępowaniu konkursowym. Powiedział, że "jest spokojny i nie widzi żadnej swojej winy" w sprawie zatrudniania w urzędzie marszałkowskim osoby, która potem została zatrudniona w CBA. Dworzański w ubiegłym tygodniu zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstw przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy przez pracowników Urzędu Marszałkowskiego oraz przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy białostockiej delegatury CBA. Złożył też kolejne zawiadomienie - dotyczące podejrzenia podrabiania dokumentów związanych z zatrudnianiem pracowników w Urzędzie Marszałkowskim.