Jak powiedział rzecznik prasowy podlaskiej policji Andrzej Baranowski, do zdarzenia doszło we wtorek około południa, podczas plenerowej imprezy integracyjnej połączonej z ogniskiem, w której brali udział uczniowie jednego z białostockich liceów. Nauczyciele zauważyli dziwne zachowanie pięciorga 16-17-latków, chłopaka i czterech dziewcząt. Młodzi ludzie słaniali się na nogach, wymiotowali, mieli przekrwione oczy i drżały im ręce. Do szpitala zostali przyjęci z diagnozą zatrucia po zażyciu tzw. dopalaczy. - Teraz ich stan można określić jako dobry - powiedział dyrektor Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku Janusz Pomaski. Niewykluczone, że jeszcze w środę opuszczą szpital. Młodzież jest przesłuchiwana przez policję, która ustala, jakie środki i gdzie kupione, zostały przez nią zażyte. Dyrektor Pomaski dodał, że statystykę zatruć po użyciu tzw. dopalaczy trudno jest ustalić, bo są one kwalifikowane jako tzw. inne zatrucia, bez konkretyzacji. Ocenił jednak, że praktycznie w każdym tygodniu kilkoro dzieci trafia do tej placówki z podejrzeniem zatrucia po zażyciu tzw. dopalaczy. W tym tygodniu, niezależnie do grupy białostockich licealistów, do szpitala trafiły dwie inne osoby oraz dziewczyna z okolic Białegostoku, również z takimi objawami. Między innymi o tym, jak zlikwidować problem dopalaczy, rozmawiano w środę w Białymstoku podczas IX Ogólnopolskiej Konferencji "Polka w Europie. Profilaktyka kluczem do zdrowia: wyzwanie dla UE" organizowanej przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia. Prezes Izby Gospodarczej "Farmacja Polska" Irena Rej powiedziała dziennikarzom, że skutkom bezkarnej obecności "dopalaczy" na rynku trzeba przeciwdziałać jak najszybciej, w trybie pilnym, doprowadzić do tego, by osoby prowadzące takie sklepy musiały rejestrować sprzedawane tam produkty. Taka rejestracja miałaby być np. prowadzona przez inspekcję sanitarną, choćby na wzór rejestracji suplementów diety. Według niej osoba wprowadzająca na rynek takie substancje - pod odpowiedzialnością karną (karą pozbawienia wolności za podawanie nieprawdziwych informacji lub bardzo wysoką karą finansową) - powinna np. podpisywać oświadczenie, że substancje, które sprzedaje, nie mają wpływu na zdrowie i życie ludzi, że nie ma w niej substancji psychoaktywnej. Sprzedający miałby pisemnie brać pełną odpowiedzialność za skutki i następstwa użycia takiej substancji. - Tak jak to jest w przypadku suplementów żywności. Taki jest zapis, że wprowadzający do obrotu ponosi pełną odpowiedzialność za suplement - mówiła Rej. Uważa ona, że w ustawie powinny być nie tylko elementy monitoringu problemu, ale też zakaz produkcji tych substancji, ich reklamy. - Ja bym chciała wiedzieć, co to jest dopalacz, bo na pewno nie przedmiot kolekcjonerski, nie przedmiot obrzędowo-religijny - mówiła Rej, a tak opisywane są produkty sprzedawane w sklepach z "dopalaczami". - Ci, którzy to sprzedają, śmieją się w kułak, że sobie pogrywają na nosie po prostu wszystkim - powiedziała Rej i dodała, że edukacja młodych ludzi nie wystarczy, trzeba zamknąć dopływ tych środków na rynek. Izba Gospodarcza "Farmacja Polska" chce współuczestniczyć w pracach legislacyjnych, które mają rozwiązać te kwestie. - Chcemy przekazać tym, którzy robią tę ustawę, w jaki sposób można - podobnie jak z rynkiem suplementów żywnościowych - wprowadzić pewne regulacje, które pozwolą nam przynajmniej dzisiaj, na szybko postawić nie tyle tamę, ile wystraszyć tych, którzy są na rynku, lub tych, co będą, by wycofali z rynku to, co mają - powiedziała Rej. Dopalacze - zakazać czy akceptować? Podyskutuj FB.init("baac9ef38ccd29fc91ce2d9d05b4783b");