Według danych Urzędu Miasta w Suwałkach poziom wynagrodzenia nauczycieli w mieście zaczyna się od 2177 zł brutto (stażysta). Nauczyciel dyplomowany otrzymuje nawet 4 tys. złotych brutto. Jeśli doliczyć do tego korepetycje, kwota ta może znacznie wzrosnąć. Niektórzy nauczyciele płacą podatki, inni działają w szarej strefie. Co ciekawe - nawet jeśli działają nielegalnie, nie powinni obawiać się o swoją przyszłość. Urząd Skarbowy nigdy dotąd nie otrzymywał donosów dotyczących działalności z tego tytułu, prowadzonej bez rozliczania się z fiskusem. Oficjalnie korepetycje to temat tabu. O ile rodzice przyznają otwarcie, że wysyłają dziecko na dodatkowe lekcje - najczęściej z języka obcego (angielski, niemiecki), matematyki i j. polskiego (przygotowanie do egzaminów), o tyle sami nauczyciele unikają tematu jak ognia. Jedna z suwalskich nauczycielek mówi, że jej koleżanki i koledzy nie rozmawiają ze sobą na ten temat. Wspomina, że kiedyś została zapytana szeptem przez koleżankę, czy udziela korepetycji. Sama nauczycielka woli wypowiadać się anonimowo. - W środowisku jest straszna zawiść. Łatwo można się narazić - uważa. W dziale ogłoszeń nauka portalu suwalki.info jest ponad 100 ogłoszeń. Swoje oferty dodają osoby posiadające różnego rodzaju certyfikaty lub uczniowie, którzy chcą dorobić do kieszonkowego. Według jednego z suwalskich nauczycieli, który od lat prowadzi korepetycje - doświadczony pedagog takich ogłoszeń nie musi umieszczać - wystarczy tzw. poczta pantoflowa. Popularny korepetytor potrafi pracować codziennie od godz. 15.00 lub 16.00 do godz. 21.00 (!). Pewna nauczycielka fizyki - mimo że już na emeryturze, nadal dorabia w taki sposób. Co więcej - nie traci czasu na dojazdy, bo to uczniowie przyjeżdżają do niej na zajęcia. Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto nakręca ten złoty biznes. Uczniowie, którzy chcą poprawić oceny lub dobrze zdać egzamin? Rodzice - bo przecież syn czy córka znajomych chodzi na korepetycje z trzech przedmiotów. Sami nauczyciele? Z korepetycji nie korzystają wyłącznie uczniowie z problemami szkolnymi. Lekcje po lekcjach to coraz częściej moda lub chęć zdobycia dodatkowych umiejętności i wiedzy - tak wielka, że czasami dochodzi do niezdrowych sytuacji. Przykładem może być historia znanego nauczyciela z I Liceum Ogólnokształcącego, który dzwoni do rodziców swoich uczniów i oferuje pomoc w nauce - nie za darmo rzecz jasna. - Wiem, że dyrekcja szkoły ma z nim problem od wielu lat. Do mnie zadzwonił i sam zaproponował korepetycje. Zasugerował, że dziecku przydałaby się jego pomoc, jeśli nie chce mieć jedynki. Jako jeden z nielicznych odmówiłem - opowiada suwalczanin (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). II LO też ma słynnych pedagogów. Jak twierdzą uczniowie - jedna z nauczycielek języka obcego zupełnie "nie przykłada się" do zajęć. W trakcie lekcji otwarcie proponuje korepetycje tym osobom, którym zależy na ocenach (ale niekoniecznie na umiejętnościach). Ci, którzy nie chcą korzystać z propozycji, nie dostają dobrych stopni. - Ani uczniowie, ani rodzice na skargę nie pójdą, bo potem mogliby mieć jeszcze większe problemy. To błędne koło - uważa jedna z koleżanek po fachu pani profesor z liceum. Korepetycje stały się czymś całkowicie normalnym. Szacuje się, że nawet 40 procent uczniów korzysta z dodatkowych lekcji. Według Instytutu Spraw Publicznych przeciętna polska rodzina wydaje na tego typu zajęcia 3 tys. zł rocznie. Dzieci głupieją - rodzice oszczędzają na korkach. Włącz się do dyskusji!