W październiku 2011 r. Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał ich na kary po pół roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata, po 2 tys. zł grzywny, a także obowiązek zwrotu NFZ w sumie prawie 18 tys. zł z tytułu nienależnej refundacji. Apelację składał ich obrońca, ale sąd uznał ją za bezzasadną i wyroki utrzymał w mocy. Sprawa dotyczyła wystawienia kilkudziesięciu recept w latach 1998-1999. Chodziło przede wszystkim o wypisywanie recept na leki refundowane (w tym drogie leki onkologiczne) na inne osoby niż pacjenci, a także wykorzystywanie ulg przysługujących np. inwalidom wojennym. Prokuratura Okręgowa w Białymstoku prowadziła śledztwo w tej sprawie od 2003 roku i było ono jednym z najdłużej przez nią prowadzonych. Podejrzanych było początkowo 17 osób - lekarzy oraz właścicieli i pracowników aptek. Śledztwo wobec większości z nich zostało jednak umorzone. Jak wyjaśniała wówczas prokuratura, na początku było wiele symptomów świadczących o dużej skali oszustwa. Biegły ocenił jednak, że mimo iż recepty nie trafiły do rąk pacjentów i często nie wiedzieli oni o wypisaniu recepty na ich nazwisko, to jednak byli tymi lekami leczeni. Dlatego ostatecznie zarzuty postawiono trojgu lekarzom, specjalistom z wieloletnim doświadczeniem. Żaden z nich, zarówno w śledztwie, jak i przed sądem, nie przyznał się do zarzutów, bo prokuratura przyjęła, że działali z chęci zysku. Przed sądem pierwszej instancji oskarżeni (w sądzie odwoławczym ich nie było zarówno na rozprawie apelacyjnej jak i publikacji wyroku) tłumaczyli, że nikogo nie chcieli narazić na straty czy wyłudzić leki. Przypadki wypisania recept na inne osoby tłumaczyli m.in. nawałem pracy czy zmęczeniem. Mówili też o tym, że czasami chodziło o ułatwienie życia pacjentom, by nie musieli sami szukać leku. Przywoził go wówczas do szpitala aptekarz, który odbierał receptę.