Dziecko jest w śpiączce, jego stan jest krytyczny. Jak mówili mediom jego rodzice, zanim chłopiec został hospitalizowany, wcześniej dwa razy trafiał do szpitala, ale był odsyłany do domu bez właściwej diagnozy. Ojciec dziecka zawiadomił prokuraturę Zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe w Białymstoku złożył ojciec dziecka. Jej szef Marek Winnicki powiedział, że wszczęte śledztwo dotyczy na razie podejrzenia popełnienia błędu przez lekarzy, czego skutkiem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu. Śledczy zabezpieczyli dokumentację medyczną związaną z leczeniem chłopca, będą przesłuchiwali świadków. - Należy założyć, że prokurator zasięgnie opinii biegłych - dodał prok. Winnicki. Jak powiedział dyrektor UDSK Janusz Pomaski, w szpitalu został powołany zespół ds. zdarzeń niepożądanych, który zajmuje się tą sprawą. Dodał, że jeszcze nie ma podsumowania pracy zespołu, ale - jak zauważył - ze wstępnego postępowania wynika, że "nie doszło do zaniedbań ze strony lekarzy". Mówił też, że za każdym razem dziecko badało dwóch doświadczonych lekarzy. Trafił do szpitala za trzecim razem Wyjaśnił, że chłopiec trafił do szpitala ze skierowaniem od lekarza rodzinnego, z rozpoznaniem: "ząbkowanie, dziecko niespokojne". Pomaski powiedział, że wszystkie objawy wskazywały, iż chłopiec ząbkuje. Dyrektor relacjonuje, że lekarze poinstruowali rodziców, co mają robić przy ząbkowaniu, a gdyby dziecko czuło się źle, to mieli przyjechać na Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR). Pomaski powiedział, że dziecko trafiło do szpitala następnego dnia z rozpoznaniem uszkodzenia rączki i odwodnieniem. Chłopca badał ortopeda, jednak badanie RTG nie wykazało złamania, a jedynie stłuczenie. Badał go też drugi lekarz, pod kątem podejrzenia odwodnienia, ale - jak dodał dyrektor - "nie wskazał podstaw do hospitalizacji". Powiedział też, że po raz kolejny rodzice zostali poinstruowani, żeby zgłosili się na SOR, gdyby z chłopcem było źle. Trzeciego dnia wieczorem - jak relacjonował Pomaski - dziecko trafiło do szpitala w stanie ciężkim. Chłopiec przebywa obecnie na oddziale intensywnej terapii, ma udar mózgu, jest nieprzytomny. Zdiagnozowano u niego białaczkę szpikową. "Nie było żadnych objawów, iż ma białaczkę" Pomaski powiedział, że białaczka szpikowa w tym wieku "rozwija się bardzo podstępnie i mimo, że proces może toczyć się od kilku tygodni, to objawów zewnętrznych może w ogóle nie być". Wyjaśnił, że w przypadku tego dziecka, gdy chłopiec przez trzy dni trafiał do szpitala, nie było żadnych objawów, iż ma on białaczkę, nic też nie wskazywało, że choroba się rozwija. - Trudno powiedzieć, jakie szanse miałby chłopiec i jaki byłby przebieg choroby, gdyby za pierwszym razem udało się zdiagnozować (białaczkę-PAP), położyć chłopca do szpitala i rozpocząć leczenie. Prawdopodobnie przebieg byłby taki sam, bo proces choroby musiał być wewnątrz zaawansowany w dużym stopniu - ocenił Pomaski.