Lekarze domagają się odszkodowań w wysokości od 37,6 tys. do 42,5 tys. złotych za okres dziewięciu miesięcy tego roku, w tym także odszkodowań za dyżury. Pierwszych kilka pozwów jest już w rejonowym sądzie pracy w Białymstoku - poinformował w poniedziałek Ryszard Kijak, przewodniczący podlaskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, sekretarz zarządu krajowego OZZL. Kijak powiedział, że pozwy te są traktowane przez lekarzy jak coś w rodzaju pilotażu, bo rozstrzygnięciem sądu jest zainteresowanych tylko w Podlaskiem około tysiąca osób. Według Kijaka to pierwsze takie pozwy w Polsce. Lekarze domagają się odszkodowań od dyrekcji szpitala uniwersyteckiego, bo szpital jest pracodawcą zarówno dla specjalistów jak i rezydentów. W informacji zamieszczonej na stronie internetowej OZZL Kijak podkreśla, że pensja zasadnicza większości specjalistów z doktoratami i wieloletnim stażem pracujących w tym szpitalu na umowach o pracę wynosi blisko 2,5 tys. do nieco ponad 3 tys. zł. Stawki te - czytamy w informacji -są jednymi z najniższych w kraju. Według Kijaka wkrótce kolejne pozwy o odszkodowania złożą lekarze ze szpitala psychiatrycznego w Choroszczy, których zarobki kształtują się podobnie jak w USK. W poniedziałek nie udało się potwierdzić informacji w sądzie, czy pozwy wpłynęły i czy będzie im nadany dalszy bieg. Dyrektor USK Bogusław Poniatowski powiedział, że pozwy przeciw dyrekcji szpitala są bezzasadne i wymierzone raczej na wywołanie dyskusji politycznej niż na konkretne rozstrzygnięcie sądu. - To nie szpital płaci rezydentom tylko minister zdrowia - zaznaczył. Wyjaśnił, że te stawki są czymś w rodzaju stypendiów jakie ministerstwo daje młodym lekarzom po to, by zachęcać ich do pracy w dziedzinach deficytowych tam, gdzie brakuje lekarzy. W jego ocenie szpital traci jednak na tym, że rezydenci są zobowiązani do odbywania kilku dyżurów, za które dostają więcej pieniędzy niż specjaliści, a nie mają takiej wartości merytorycznej dla szpitala jak lekarze z większym stażem i wykształceniem.