Wyrok nie jest prawomocny - poinformowano w poniedziałek w sądzie. Apelację zapowiedziały obie strony. To pierwsza osoba oskarżona przez białostocką prokuraturę okręgową w ramach dużego i skomplikowanego śledztwa w sprawie fałszowania kilku tysięcy recept i wystawiania ich na nazwiska osób, które o tym nie widziały, a także na osoby zmarłe. Postępowaniem objętych jest kilkanaście osób, lekarzy i farmaceutów, ale wobec pozostałych sprawa wciąż jest na etapie śledztwa. Skazana lekarka Białostockiego Centrum Onkologii została oskarżona o wystawienie w latach 1998-99 ponad pół tysiąca fałszywych recept na nazwiska 180 osób, które o tym nie wiedziały. Według prokuratury, chodziło m.in. o drogie leki onkologiczne, które były wypisywane na dane inwalidów wojennych i wojskowych, mających uprawnienia do bezpłatnych leków, ale wypisywano je także na osoby zmarłe. O przestępstwie powiadomiła prokuraturę sama ówczesna kasa chorych (jej następcą prawnym jest NFZ), która trafiła na nieprawidłowości z receptami przy jednej z wewnętrznych kontroli. Okazało się, że recepty były realizowane tylko w kilku aptekach, a wypisywali je ci sami lekarze. Zarówno w śledztwie, jak i przed sądem, oskarżona lekarka nie przyznała się do zarzutów. Prokuraturze nie udało się jeszcze ustalić, co się działo z lekami ze sfałszowanych recept, np. czy były fizycznie odbierane i potem sprzedawane. Śledztwo wobec pozostałych osób podejrzanych jest zawieszone, bo powołany w tej sprawie biegły jeszcze nie przygotował ostatecznej opinii po analizie 7 tys. recept. Prokuratura nie wyklucza, że przy wysyłaniu do sądu aktów oskarżenia nastąpi podział sprawy na jej poszczególne wątki.