Prokuratura postawiła mu zarzuty z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Oskarżyła o to, że "w celu osiągnięcia korzyści majątkowych" udzielił innym osobom niedozwolonych środków odurzających. Chodziło o sprzedaż od maja do grudnia 2009 roku ponad 2 tys. sztuk różnych preparatów: mieszanek ziołowych o różnych nazwach zawierających związek chemiczny zaliczony do zabronionych substancji odurzających za kwotę co najmniej 17,6 tys. euro. 22-latek nie przyznał się Prokuratura domagała się kary dwóch lat więzienia bez zawieszenia. Sąd uznał, że wystarczy kara w zawieszeniu i dozór kuratora, przepadek i zniszczenie wyrobów z zakazaną substancją, a także przepadek uzyskanych ze sprzedaży pieniędzy, czyli ponad 72 tys. zł (kurs euro z grudnia 2009). W procesie 22-latek nie przyznał się do zarzutów. Tłumaczył, że nic nie wiedział o zakazanych substancjach w składzie towarów, które sprzedawał. Mówił, że miał pisemne ekspertyzy i opinie od dystrybutora substancji, że nie ma tam nielegalnych składników. - Zasłanianie się nieświadomością to tłumaczenie naiwne - mówiła jednak sędzia Barbara Paszkowska. Oceniała, że takie tłumaczenie to "spreparowana na użytek sprawy sądowej linia obrony". Sędzia powiedziała, że zarekwirowane wyroby były badane najpierw w laboratorium policji, a potem w specjalistycznym Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. O dokumentacji, na którą powoływał się oskarżony w procesie, sędzia mówiła "tak zwane ekspertyzy". Sam nabywał dopalacze Mówiła, że nie odpowiadały one żadnym kryteriom takich dokumentów i nie mogły konkurować z opinią instytutu w Krakowie, która zawiera m.in. opis metod badawczych, substancji i wnioski z badań. - Oskarżony znał branżę, w której funkcjonował, i miał świadomość tego, że sprzedaje produkty zawierające substancje niedozwolone - mówiła sędzia, uzasadniając, że w takiej sytuacji jego działania wyczerpały znamiona przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Przypomniała też, że był wcześniej skazany za posiadanie narkotyków i sam jako klient, przez internet, nabywał dopalacze. "Żerował na ludzkim życiu..." Sędzia mówiła też o katalogu okoliczności stworzonych na potrzeby handlu dopalaczami, które miałyby wyłączać odpowiedzialność prawną sprzedawców w razie "wpadki". Wymieniła właśnie tzw. ekspertyzy i zapewnienia od dystrybutora o pełnej legalności towaru, czyli nieświadomość jako linię obrony oskarżonego, a także opatrywanie towaru napisami "produkt kolekcjonerski nienadający się do spożycia". Zwróciła też uwagę na aspekt moralny sprawy. - Wysoce wątpliwe moralnie jest żerowanie na życiu ludzkim i zarabianie pieniędzy w ten sposób, żeby narażać przede wszystkim młodzież - dodała sędzia Paszkowska. Przywołała przykład z ubiegłego tygodnia, gdy pięciu licealistów z Białegostoku trafiło do szpitala po zażyciu dopalaczy.