Akt oskarżenia został skierowany do Sądu Rejonowego w Białymstoku. Oskarżonemu grozi do 5 lat więzienia - poinformował w czwartek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Łukasz Janyst. Sprawa związana jest ze śmiercią 10-miesięcznego chłopca, w czerwcu 2017 roku śmiertelnie porażonego prądem w mieszkaniu, które wynajmowała jego rodzina. Mieszkanie zostało wynajęte przez właściciela domu mimo tego, że instalacja elektryczna została wykonana nieprawidłowo, była w złym stanie i wymagała pilnego remontu. "W różnych częściach nieruchomości, w tym również w mieszkaniu zajmowanym przez pokrzywdzonych, znajdowały się elementy stwarzające zagrożenie porażeniem prądem elektrycznym, m.in. gniazdka, które wypadały ze ścian przy normalnym użytkowaniu" - poinformował prok. Janyst. Zaznaczył, że dorośli lokatorzy zgłaszali to właścicielowi, ten jednak nic z tym nie zrobił. W mieszkaniu, nieco nad podłogą, znajdował się również głośnik dzwonka elektrycznego. Co prawda nie działał, ale 20 czerwca ub. roku samoczynnie uruchomił się, gdy nad miastem przechodziła silna burza. Matka chłopca próbowała sama go wygłuszyć, ale nie udało jej się. Zrobił to właściciel domu - twierdził, że odłączył dzwonek od zasilania elektrycznego. Następnego dnia, gdy kobieta była w mieszkaniu sama z dwójką dzieci, jej raczkujący syn w przedpokoju chwycił za przewody elektryczne wystające z dzwonka. Okazało się, że były pod napięciem; chłopiec został porażony, w stanie bardzo ciężkim trafił do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Zmarł 2 tygodnie później. Początkowo Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe zarzuty postawiła matce chłopca uznając, iż w sposób niewłaściwy sprawowała nad nim opiekę. Kiedy jednak zebrała pełniejszy materiał dowodowy, w tym uzyskała opinie biegłych, ten wątek śledztwa umorzyła. Okazało się bowiem, że instalacja elektryczna była wykonana nieprawidłowo, do tego jej elementy pod napięciem (w tym dzwonki) nie były zabezpieczone przed bezpośrednim dotykiem. "Zaciski przyłączeniowe dzwonka znajdującego się w mieszkaniu pokrzywdzonych nie były osłonięte, co stało się bezpośrednią przyczyną porażenia dziecka. Ponadto instalacja tego gongu została wykonana sposobem gospodarczym, z przypadkowych przewodów, przez osobę nieposiadającą należytej wiedzy o elektryczności" - zaznaczyła prokuratura. Zwróciła też uwagę, że również inne części tej instalacji, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz domu stwarzały zagrożenie porażeniem prądem i nawet po tragicznym wydarzeniu nie zostały zabezpieczone przez właściciela, a dopiero po przeprowadzeniu kompleksowych oględzin z udziałem biegłego odcięto dopływ prądu do nieruchomości do czasu usunięcia nieprawidłowości. Oskarżony 64-letni mężczyzna nie przyznał się do zarzutów. Twierdzi, że lokatorzy nie zgłaszali mu wcześniej problemów z instalacją.