Bobry w najlepsze odbudowują kolejne, rozbierane przez pracowników MPGKiM tamy, powodując spiętrzanie wody i potencjalne zagrożenie zalania pobliskich terenów działkowych. Z utworzonych żeremi, jak z baz wypadowych, uderzają nocą na pobliskie, dorodne wierzby, przerzynając je w trybie iście ekspresowym. Kolejne przegryzione drzewa grożą powaleniem. Pracownicy Zakładu Zieleni Miejskiej są zmuszeni, po uzyskaniu stosownej decyzji Prezydenta Miasta, wycinać i wywozić zerżnięty materiał. Pytanie, co zrobią nadaktywne, nienażarte bobry, jeśli zabraknie im pobliskiego materiału drzewnego, prawdopodobnie przeniosą się nieco dalej, gdzie rozpoczną smakowitą konsumpcję zasadzonych przed laty, dorodnych lip. Władze miasta są, jak na razie bezradne, bo bóbr przecież to zwierzę pod ścisłą ochroną, a i szkody materialne niewielkie, natomiast środowiskowe znaczne. Warto wiedzieć, że zgodnie z literą prawa, czyli ustawą o ochronie przyrody, miastu nie przysługuje żadne odszkodowanie od skarbu państwa za wyrządzone szkody. I tak sobie zgodnie "koegzystuje" w mieście Łomża świat nieskalanej przyrody z funkcjonującym współcześnie organizmem miejskim, niestety, ze stratą dla tego drugiego. I w tym miejscu, pewnie przydałby się apel do mieszkańców zurbanizowanej i pełnej snującego się smogu Europy - przybywajcie do Łomży, gdzie świat przyrody przenika się ze światem ludzkim, jak w mało którym mieście, gdzie bobry paradują po głównych ulicach i zamieszkują skarpy wylotowych arterii miejskich. To jest To, czyli powrót człowieka do Natury.