Specjalista przebadał 7 tysięcy recept i dokumentację medyczną. Pracował nad tym ponad rok. Po zapoznaniu się z jego opinią prokuratura powinna zdecydować, czy i z jakimi zarzutami do sądu trafi akt oskarżenia wobec lekarzy i farmaceutów - poinformowano w czwartek w Prokuraturze Okręgowej w Białymstoku. Obecnie zawieszone śledztwo zostanie wznowione dopiero wtedy, gdy z opinią dokładnie zapozna się prowadzący śledztwo. Prokuratorzy oceniają, że stanie się to na początku przyszłego roku, bo opinia biegłego liczy 930 stron. To jedno z największych śledztw, prowadzonych przez Prokuraturę Okręgową w Białymstoku. Podejrzanych w tej sprawie jest kilkanaście osób. Śledztwo dotyczy wystawiania recept na nazwiska osób, które o tym nie wiedziały, a także na osoby zmarłe. Chodziło m.in. o drogie leki onkologiczne. Prokuratura nie wyklucza, że ze względu na skalę sprawy zostanie ona podzielona na kilka aktów oskarżenia, dotyczących albo poszczególnych lekarzy, albo poszczególnych aptek, które uczestniczyły w procederze. Skala procederu nie jest dokładnie znana. Dotąd do sądu trafił akt oskarżenia wobec tylko jednej z lekarek Białostockiego Centrum Onkologii, której zarzucono sfałszowanie w latach 1998-99 ponad 500 recept, w wyniku czego Podlaska Regionalna Kasa Chorych, której następcą prawnym jest NFZ, straciła ponad 430 tys. zł. Zarówno w śledztwie, jak i przed sądem, kobieta nie przyznała się do zarzutów. Została skazana (nieprawomocnie) na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 3-letni zakaz wykonywania zawodu, 20 tys. zł grzywny oraz zwrot NFZ tych pieniędzy, które budżet państwa na refundacji recept stracił.