W czwartek szpital ma zamiar wznowić przyjęcia pacjentek, jednak czy tak się stanie, będzie zależało od trwających jeszcze badań. Jak poinformował Poniatowski, dotychczasowe badania przeprowadzone przez zespół ds. zakażeń szpitalnych oraz sanepid wykazały, że gronkowiec został prawdopodobnie "przyniesiony" do szpitala przez osobę z zewnątrz. Żadne z przeprowadzonych badań nie wykazało bowiem, aby nosicielem gronkowca był ktokolwiek z pracowników. Znaleziony gronkowiec nie jest odmianą charakterystyczną dla zakażeń szpitalnych. Dyrektor zaznaczył, że źródło zakażenia zostało zlokalizowane i zniszczone. Dozownik mydła był na oddziale w Klinice Perinatologii, gdzie trafiają kobiety po urodzeniu dzieci. Poniatowski nie potrafił powiedzieć dokładnie, gdzie był dozownik, wiadomo jednak, że był raczej ogólnie dostępny. Gronkowcem zaraziło się osiem noworodków, które przyszły na świat w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Dzieci, u których rodzice - już po wypisaniu do domu - zaobserwowali niepokojące zmiany skórne - trafiały na oddział zakaźny Dziecięcego Szpitala Klinicznego (DSK) w Białymstoku w odstępie tygodnia - ostatnie 4 grudnia. Zarażone maluchy miały 5-7 dni. Dzieci są leczone antybiotykami. W poniedziałek nie udało się uzyskać informacji, ile dzieci jest jeszcze w szpitalu. W piątek dr Artur Sulik z Kliniki Obserwacyjno-Zakaźnej DSK informował, że dzieci są w stanie ogólnym dobrym, leczenie potrwa około tygodnia, jedno dziecko było już wtedy wypisane do domu.