Wyrok nie jest prawomocny; obrona już zapowiedziała wniosek o uzasadnienie na piśmie potrzebne do złożenia apelacji. Prokuratura oskarżyła 60-latka o to, że w maju ubiegłego roku, działając z zamiarem bezpośrednim, dokonał zabójstwa swojej żony. Podczas kłótni, używając przemocy, popchnął ją na wersalkę, a tam udusił, przyciskając przez dłuższy czas do jej twarzy poduszkę. Zwłoki ukrył w dużej skrzyni stojącej w sąsiednim pomieszczeniu. Ciało matki odnalazł syn. Uzasadnienie sądu Białostocki sąd okręgowy orzekł wyrok w tej sprawie po dwóch rozprawach. "Biorąc pod uwagę warunki osobiste, stopień społecznej szkodliwości czynu i stopień zawinienia oskarżonego, kara 15 lat więzienia jest karą adekwatną i sprawiedliwą" - uzasadniała wyrok sędzia Anna Hordyńska. Przyznała, że sąd wziął pod uwagę, iż między małżonkami był konflikt na tle spraw majątkowych. "Niemniej jednak nie może być zgody na to, że zabójstwo jest sposobem na rozwiązywanie jakichkolwiek konfliktów" - mówiła sędzia w bardzo krótkim, ustnym uzasadnieniu wyroku. Mężczyznę aresztowano w maju ub. roku. Od października odbywa karę więzienia za znęcanie się nad żoną. Przyznanie się do skutku a do zabójstwa Obrońca mec. Joanna Dorota Ławrowska, która w mowie końcowej wnioskowała o 6 lat więzienia, już zapowiedziała apelację. "Cały czas sąd nie bierze pod uwagę, że oskarżony przyznał się co do skutku, a to jest zupełnie co innego, niż przyznanie się do zabójstwa" - powiedziała po publikacji wyroku dziennikarzom. Dlatego kwalifikację prawną uważa za "głęboko chybioną". Wyjaśniając na pierwszej rozprawie przed sądem, 60-latek mówił, że doszło do kłótni z żoną o to, kto ma płacić zaległe rachunki. Małżonkowie żyli bowiem w nieformalnej separacji na różnych piętrach domu. Mężczyzna twierdził wtedy, że żona nie chciała zapłacić przynajmniej części zobowiązań i wszczęła awanturę nie tyle o rachunki, a o zdarzenia z przeszłości. Twierdził też, że próbował ją uspokajać i prosił, by wyszła, ale bezskutecznie. "Żona zachwiała się i usiadła na wersalce, wziąłem poduszkę i przysunąłem do jej twarzy. Nie pamiętam, jak długo to trwało, przestała krzyczeć" - mówił przed sądem.