Wraz z lekarką z tego ośrodka został oskarżony przez prokuraturę o narażenie na utratę zdrowia lub życia pięciu pacjentek poparzonych w lutym ubiegłego roku podczas radioterapii. Obrażenia kobiet goją się do dziś. Proces w tej sprawie rozpoczął się dzisiaj w Białymstoku. Fizyk tłumaczył przed sądem, że aparat do naświetlania ma układ elektroniczny, który powinien świeceniem diody zasygnalizować, że dawka promieniowania jest inna od zalecanej. Przyniósł nawet taki układ na rozprawę. Mówił, że wtedy dioda nie zapaliła się i nie było żadnych danych do oceny, że po zaniku prądu nastąpiła awaria urządzenia. Oskarżona lekarka podkreślała, że jest jej przykro, iż pacjentki zostały narażone na cierpienia psychiczne i fizyczne. Mówiła, że obsługa aparatu wezwała ją, bo była w najbliższym pokoju, ale nie ona była tzw. lekarzem prowadzącym. Podjęła decyzję o kontynuacji naświetlania mimo uskarżania się pacjentki na pieczenie, bo - jak mówiła - zaufała obsłudze technicznej. Sąd zamierza też we wtorek wysłuchać czterech pokrzywdzonych kobiet, występujących w tej sprawie w charakterze oskarżycieli posiłkowych. Piąta poszkodowana jest nieobecna ze względu na stan zdrowia.