Chodzi m.in. o nieprawidłowości w działalności biura turystycznego, którego autokarem jechała wówczas młodzież z Białegostoku do Częstochowy. W wypadku zginęło trzynaście osób: dziesięcioro licealistów, obaj kierowcy autokaru i kierowca ciężarówki, z którą doszło do zderzenia. W śledztwie Prokuratury Okręgowej w Białymstoku ustalono, że kierowca prowadzący autokar chorował na padaczkę i w ogóle nie powinien mieć uprawnień do zawodowego kierowania pojazdami. Jego zmiennik miał cukrzycę. Oskarżeni zostali małżonkowie Z., do których należała nie istniejąca już firma. Prokuratura zarzuciła im szereg nieprawidłowości dotyczących rozliczania czasu pracy kierowców czy zgłaszania ich zarobków do ZUS. Najpoważniejszy zarzut to sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej, poprzez dopuszczenie do pracy kierowcy, który z powodów zdrowotnych nie powinien mieć zawodowych uprawnień do prowadzenia autokarów czy ciężarówek. Już przy przesłuchaniu pierwszego z kierowców okazało się, że jeździł on częściej, niż zezwalało prawo i skracał w ten sposób konieczne przerwy na odpoczynek. Poza tym od niektórych takich wynagrodzeń nie odprowadzano składek ZUS. Pytany przez sąd kierowca przyznał, że najczęstszą przyczyną nieprawidłowego zachowania zawodowych kierowców jest przemęczenie. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego nie sprzeciwiał się takiej praktyce. Mężczyzna pytany, czy wiedział coś lub słyszał o dolegliwościach zdrowotnych kierowcy, który we wrześniu 2005 roku prowadził autokar z licealistami, zaprzeczył. Słyszał jedynie, że osoba ta "miała wypadek" w Niemczech. Sąd pytał też świadka m.in. o możliwości przemytu w autokarze papierosów, alkoholu lub paliwa z Białorusi, drogi bezpieczeństwa w autokarach i ich wyposażenie, możliwość otwarcia drzwi w trybie awaryjnym. Białostocki sąd zamierza przesłuchać grupę zawodowych kierowców, którzy pracowali nie tylko w biurze organizującym wyjazd, ale i w innych, gdzie wcześniej pracowali ci dwaj kierowcy, którzy jechali autokarem. Na wcześniejszej rozprawie właściciel biura oświadczył, że kierowca i jego zmiennik mieli ważne i aktualne badania lekarskie, a on o ich dolegliwościach nic nie wiedział, bo były przez kierowców ukrywane. Ani on, ani współoskarżona z nim żona, nie przyznają się do zarzutów. To już drugi proces związany z głośną katastrofą drogową sprzed 3,5 roku. Miesiąc temu przed białostockim sądem zakończył się pierwszy proces związany z tym wypadkiem. Skazanych zostało sześć osób, m.in. lekarka medycyny pracy, która wydała kierowcy zaświadczenie o tym, że może pracować. Sąd skazał ją jednak jedynie za poświadczenie nieprawdy w dokumentach, a nie za - jak chciała prokuratura - sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej poprzez dopuszczenie do pracy chorego kierowcy. Wyroki te nie są prawomocne.