Marsz rozpoczął się w centrum Białegostoku, na Rynku Kościuszki, ulicami miasta jego uczestnicy przemaszerowali przed konsulat Białorusi w tym mieście. Niesiono kilkunastometrową flagę biało-czerwono-białą, flagi niepodległej Białorusi trzymano także w dłoniach, wiele osób było ubranych w barwy flagi. Marsz rozpoczynał transparent "Łukaszenka ukradł nasze głosy". Skandowano m.in. "Żywie Bielaruś". Policja szacuje, że w marszu wzięło udział ok. 150 osób; nie odnotowano incydentów. Opozycja zarzuca fałszowanie wyborów Wybory prezydenckie na Białorusi odbyły się 9 sierpnia 2020 r. Wygrał w nich Aleksandr Łukaszenka, opozycja ocenia, że wybory były sfałszowane. Po wyborach, a także przed nimi na Białorusi odbywały się liczne demonstracje, wiele osób zostało zatrzymanych. Do dziś - jak mówią organizatorzy marszu w Białymstoku - w więzieniach przebywa kilkaset osób, stosowane są represje. Protesty od ubiegłego roku odbywają się także w Białymstoku, organizowane są przez diasaporę białoruską w Polsce oraz mniejszość białoruską żyjącą na tym terenie. - Przez rok wydarzyło się to, że Białorusini obudzili się, zaczęli walczyć przeciwko reżimowi Łukaszenki - powiedział Abadouski. Dodał, że wtedy też rozpoczęły się represje, wielu Białorusinów wyjechało do Polski, prosiło o status uchodźcy, bo inaczej trafiliby do więzień. Abadouski mówił, że obecnie na Białorusi "nie jest bezpiecznie wychodzić na ulice i myśleć inaczej niż władze państwowe". - Dlatego my, Białorusini tutaj, którzy są w Białymstoku, zebrali się dzisiaj, by pokazać nasze wsparcie ludziom, którzy siedzą w więzieniach, ludziom, którzy wychodzą na ulice i robią tzw. partyzantkę, pokazują, że jest nas dużo, że i tak wygramy - powiedział. "Odczuwamy jedność" Przewodniczący Białoruskiego Towarzystwa Historycznego prof. Oleg Łatyszonek mówił dziennikarzom, że takie spotkania i gesty solidarności są ważne. - One raz, że przypominają (o sytuacji) także władzom białoruskim, bo możemy być pewni, że obserwują to, co się tutaj odbywa, a dwa, że integrują społeczność uchodźczą, uciekinierów z Białorusi zmuszonych do tego przez politykę, Białorusinów, którzy przyjechali do Białegostoku do pracy i miejscowych Białorusinów, tych z dziada pradziada. Pomału w ciągu tego roku poznajemy jedni drugich i coraz bardziej odczuwamy jedność - powiedział historyk. Choć przyznał, że na początku mniejszość białoruska żyjąca na Białostocczyźnie zachowała się "pasywnie" wobec wydarzeń na Białorusi, mimo, że Łukaszenka nie ma już tak dużego poparcia jak wcześniej. Jego zdaniem, może być to spowodowane zerwaniem kontaktów z tym, co się odbywa na Białorusi, gdzie pojawili się nowi ludzie, których mniejszość nie znała i nie wiedziała, czego może po nich oczekiwać. - Być może to było przyczyną nieobecności miejscowych Białorusinów - dodał.