10-letnia Karina, która odmroziła stopy błąkając się przez sześć dni i nocy samotnie po lesie, tydzień temu trafiła do suwalskiego szpitala z odmrożonymi stopami. Wczoraj została przewieziona do Gdyni, gdzie jest leczona w komorze hiperbarycznej. Gdyńscy lekarze twierdzą jednak, że powinna była trafić tam wcześniej. Jak będzie wyglądać kontrola wojewody? Przypadek Kariny ma dokładnie zbadać doświadczony lekarz - będzie to konsultant wojewódzki odpowiedzialny za właściwą specjalizację medyczną. Prawdopodobnie jutro wojewoda wystosuje formalny wniosek o rozpoczęcie kontroli. Swoją kontrolę już dziś przeprowadził natomiast podlaski urząd marszałkowski, któremu bezpośrednio podlega szpital w Suwałkach. Z jego ustaleń wynika, że lekarze wysłali Karinę do Gdyni najszybciej, jak się dało. Co więcej, to placówka w Gdyni nie spieszyła się z przyjęciem dziewczynki - chciała, aby przywieziono ją dziś i dopiero naciski dyrekcji suwalskiego szpitala pozwoliły przyspieszyć ten termin. Dlatego - jak twierdzi urząd marszałkowski - zarzucanie suwalskim lekarzom opieszałości wydaje się nieco nie na miejscu. - Pierwsza rozmowa na temat przewiezienia 10-letniej Kariny do Gdyni odbyła się w piątek po południu - twierdzi ordynator chirurgii dziecięcej szpitala PCK w Gdyni Jarosław Wojtiuk. Lekarze z Suwałk utrzymują, że stało się to już w środę. Jarosław Wojtiuk podkreślił w rozmowie z reporterem RMF FM Wojciechem Jankowskim, że bakterie zgorzeli gazowej mogły pojawić się w stopach dziewczynki około trzech dni przed jej przyjazdem do Gdyni. Bakterie te rozwijają się bowiem w czasie 24-72 godzin. Wojtiuk twierdzi również, że w czasie rozmowy z lekarzami z Suwałk nie było mowy o zakażeniu gangreną, a o suchej martwicy kończyn. Podkreśla, że gdyby już w Suwałkach rozpoznano bakterie zgorzeli gazowej, Karina powinna natychmiast trafić do Krajowego Ośrodka Medycyny Hiperbarycznej. W takim przypadku ośrodek nie może odmówić przyjęcia pacjenta, zwłaszcza dziecka.