Badania realizować będą pracownicy Zakładu Zoologii Ogólnej (Wydział Biologii UAM), w którym prace nad winniczkiem prowadzone są od kilkudziesięciu lat. Naukowcy będą starali się oszacować ile jest tych mięczaków w Podlaskiem, wskażą miejsca gdzie ślimak występuje licznie, a gdzie jest go mało. Dane te są potrzebne do określenia limitów zbiorów winniczków, które co roku przeprowadzane są w maju. Można wtedy - za zgodą Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która badania zleciła - zbierać i sprzedawać w punktach skupu tylko te winniczki, u których średnica muszli przekracza 3 cm. Zawsze jest jednak ściśle określony limit zbioru. Gdyby badania wykazały, że ślimaków jest mało, ich zbiór może być zakazany lub ograniczony. Ślimaki są zbierane i sprzedawane głównie do Francji, gdzie są przysmakiem. - Inwentaryzacja ślimaka pomoże nam określić całkowity limit zbioru tego gatunku z terenu województwa podlaskiego w latach 2012-2015 - poinformowała rzeczniczka RDOŚ w Białymstoku Małgorzata Wnuk. Podobne inwentaryzacje ślimaka winniczka były w minionych latach lub są prowadzone obecnie w kilku innych regionach w Polsce, np. w województwie pomorskim, wielkopolskim, warmińsko- mazurskim czy kujawsko-pomorskim - poinformowała Wnuk. O tym jak takie badania są potrzebne może świadczyć, jej zdaniem, przykład z województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie w 2010 roku nie można było w ogóle zbierać winniczków, bo inwentaryzacja wykazała, że spada liczba tych ślimaków i populacja potrzebuje czasu na odrodzenie się. W 2010 roku w Podlaskiem można było zebrać 112,5 tony ślimaków winniczków. Rolnicy wnioskowali o zgodę na zbiór ponad 575,5 tony. RDOŚ ocenia, że taka duża liczba wniosków mogła mieć związek z zakazem zbioru właśnie w sąsiednim województwie warmińsko-mazurskim. Rzeczywiście zostało jednak zebranych w Podlaskiem 45,3 tony tych mięczaków. W 2009 roku była zgoda na zbiór 107 ton ślimaków, faktycznie zebrano jednak 76,1 tony - wynika z danych RDOŚ w Białymstoku. Rzetelna inwentaryzacja winniczków to sprawa niezwykle trudna i pracochłonna, a realne oszacowanie ich liczby i biomasy w skali województwa, podobnie jak w przypadku innych bezkręgowców, wydaje się wręcz niemożliwe - powiedział prof. Jerzy Błoszyk, szef zespołu poznańskich naukowców, którzy będą prowadzić badania w Podlaskiem. Brak bowiem danych mówiących o wielkości populacji tych mięczaków w Polsce, bo nie ma doskonałych metod na poznanie tego zagadnienia. Ostatni raz kompleksową inwentaryzacją w skali całego kraju zrobiono 35 lat temu. Trudność prof. porównał do próby policzenia mrówek w lesie, dlatego wynik badań będzie przybliżonym szacowaniem. - Staramy się jednak, aby uzyskane wyniki były jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych - dodał prof. Błoszyk. W każdym z podlaskich powiatów naukowcy wyznaczą miejsca, w których ich zdaniem winniczków powinno być najwięcej ze względu na swoje preferencje środowiskowe. Ślimaki występują w parkach, na skarpach w pobliżu zbiorników wodnych, ale też na suchych nasypach kolejowych, skrajach lasu czy cmentarzach - mówi prof. Błoszyk. W oparciu o tę wiedzę i mapy satelitarne zostaną wytypowane w regionie konkretne miejsca do zbadania. Mięczaki będą tam liczone i ważone, a następnie w oparciu o te dane zostaną przeprowadzone analizy statystyczne. Naukowcy z Poznania pracują nad wzorem modelu matematycznego, który byłby pomocny w szacowaniu populacji. Uwzględniałby on m.in. zależności pogodowe, zasobność bazy pokarmowej i ogólne zmiany w środowisku. W swojej pracy korzystają też z możliwości jakie daje nawigacja satelitarna GPS. Winniczki, które są obojnakami osiągają możliwość rozrodu w wieku kilku lat. W niektórych regionach ślimaki te są z natury większe lub mniejsze, dlatego wiedza o strukturze wiekowej i wielkościowej populacji jest bardzo potrzebna do określenia limitów na ich zbiór. Chodzi np. o to, by nie zebrano winniczków, które wprawdzie osiągnęły odpowiedni wymiar ale nie przystąpiły jeszcze do rozrodu, bo może to skutkować mniejszą ich ilością później. Prof. Błoszyk przypomniał, że np. w latach 60., gdy w Polsce masowo zbierano winniczki, bo były za dewizy sprzedawane za granicę, w niektórych regionach ich liczebność drastycznie spadła. Badania, które według RDOŚ potrwają do listopada będą kosztowały 50 tys. zł.