Wyrok będzie ogłoszony za tydzień. Chodziło o drogie leki przeciwnowotworowe. Prokuratura zarzuciła oskarżonej, że jako lekarz radioterapeuta w Białostockim Ośrodku Onkologicznym od stycznia do listopada 2004 r. wystawiła 87 recept na takie leki na nazwiska 50 pacjentów tego szpitala. Według śledczych, recepty nie trafiły jednak do pacjentów, a lekarka sama, bez wiedzy chorych, miała je zrealizować w dwóch aptekach. Dlatego zarzut obejmuje nie tylko poświadczenie nieprawdy, ale też doprowadzenie podlaskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem "znacznej wartości" - łącznie o ponad 186 tys. zł. Chodzi o kwotę nienależnej refundacji za leki. Do końca nie wiadomo, kto zyskiwał na procederze. W ocenie sądu pierwszej instancji, który skazał lekarkę na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata, były to hurtownie medyczne, do których miały trafiać pieniądze z NFZ w ramach refundacji. Apelację złożył obrońca oskarżonej, który domaga się uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia sprawy lub zmiany wyroku i uniewinnienia. W apelacji zarzuca m.in. błędy w ustaleniach faktycznych. Uważa też, że sąd nie uwzględnił okoliczności przemawiających na korzyść lekarki. Prokuratura uważa apelację za bezzasadną i chce jej oddalenia. Prokurator Janusz Kordulski mówił we wtorek przed sądem apelacyjnym, że jedynym celem lekarki było "wyłudzenie" dotacji z NFZ. Podkreślił, że pieniądze z refundacji nie zostały przeznaczone na rzecz osób ubezpieczonych, a trafiły do osób nieuprawnionych.