Rozprawa apelacyjna, podobnie jak cały proces w pierwszej instancji, została utajniona na wniosek prokuratora, który tłumaczył to koniecznością ochrony dóbr osobistych pokrzywdzonej dziewczyny, obecnie 23-letniej. Jej samej w sądzie nie było. W procesie ma ona status oskarżyciela posiłkowego. Wiadomo, że prokurator w swojej apelacji domagał się kary surowszej, 15 lat więzienia, i m.in. przyjęcia przez sąd, że dochodziło do gwałtów ze szczególnym okrucieństwem. Sąd pierwszej instancji tej kwalifikacji prawnej nie przyjął, ale skazał Bartoszuka (sąd zezwolił na podawanie jego danych) nie tylko za wielokrotne gwałty na córce z użyciem przemocy i gróźb, ale także m.in. wielokrotne tzw. inne czynności seksualne wobec małoletniej wówczas córki oraz fizyczne i psychiczne znęcanie się nad rodziną: żoną, córką i synem. Obrońca Krzysztofa Bartoszuka chciał zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji. Strony przez ponad godzinę uzasadniały swoje racje. Oskarżonego na rozprawie nie było. Przebywa w białostockim areszcie. 47-letni Krzysztof Bartoszuk został zatrzymany we wrześniu 2008 roku. Było to możliwe, bo jego żona wraz z córką, po latach milczenia, zawiadomiły policję w Siemiatyczach (rodzina mieszkała wówczas w jednej z podsiemiatyckich wsi) o tym, co działo się w domu. Dziewczyna zeznała wówczas, że była wykorzystywana seksualnie przez ojca i urodziła dwoje dzieci, a ojciec zmusił ją, by zostawiła je w szpitalu. Ten wątek nie był przez prokuraturę szczegółowo badany dla dobra dzieci, ale informowano media, że śledczy wiedzą, do jakich rodzin dzieci trafiły.