Wraz z nim prokuratura oskarżyła też trzech innych mężczyzn, którzy wzięli udział w najściu na dom narzeczonego córki, do którego dziewczyna uciekła. Sprawą zajmie się Sąd Okręgowy w Białymstoku - poinformował rzecznik prasowy prokuratury Adam Kozub. Sprawa dotycząca rodziny z okolic Siemiatycz zbulwersowała jesienią ubiegłego roku opinię publiczną i była w centrum zainteresowania mediów. Przez kilka dni opisywano ją. Niektóre media prezentowały wizerunki pokrzywdzonej i jej matki; zamieszczały tez wywiady z nimi. Politycy wypowiadali się na temat walki z wykorzystywaniem seksualnym. Krzysztof B. został zatrzymany we wrześniu, gdy jego żona wraz z córką, obecnie 22-letnią, po wielu latach milczenia, zawiadomiły policję w Siemiatyczach. Dziewczyna zeznała, że była wykorzystywana przez ojca i urodziła dwoje dzieci, a ojciec zmusił ją, by zostawiła je w szpitalu. Jak powiedział Kozub, mężczyźnie postawiono siedem zarzutów. Najpoważniejszy to wielokrotne gwałty na córce, z użyciem przemocy i gróźb. Według ustaleń prokuratury, pierwsze gwałty miały miejsce, gdy dziewczyna miała 16 lat. Dwójka dzieci, które dziewczyna urodziła w szpitalach we Wrocławiu i Siemiatyczach, trafiła do rodzin. Kozub dodał, że ze względu na dobro dzieci i tych rodzin, prokuratura odstąpiła od szczegółowych badań, ale wie, gdzie decyzjami sądów rodzinnych dzieci się znajdują. Inny zarzut postawiony Krzysztofowi B. to wykorzystywanie stosunku zależności i doprowadzanie jej do poddawania się tzw. innym czynnościom seksualnym (według śledczych działo się to, gdy dziewczyna miała 15-16 lat). Mężczyzna odpowie też za wieloletnie psychiczne i fizyczne znęcanie się nad rodziną (w latach 2001-2008), napad rabunkowy na narzeczonego córki i groźby pod jej adresem. W zarzucie znęcania się są przypadki zamykania dziewczyny w pomieszczeniach gospodarczych. Jak powiedział prokurator Kozub, Krzysztof B. przyznał się do współżycia z córką, ale twierdzi, że działo się to za jej namową; nie zmuszał jej, nie wykorzystywał, nie groził. Twierdzi także, że dzieci urodzone przez dziewczynę nie są jego. Od zatrzymania mężczyzna przebywa w areszcie, grozi mu do 15 lat więzienia. W śledztwie był badany psychiatrycznie i psychologicznie. Żadnych zaburzeń na tle seksualnym lekarze nie stwierdzili. Wspólnie z nim prokuratura oskarżyła też trzech innych mężczyzn, w tym brata Krzysztofa B. Zarzuciła im udział w najściu na dom narzeczonego dziewczyny, do którego uciekła. To zarzut m.in. pozbawienia jej wolności (przewiezienie wbrew jej woli samochodem) oraz naruszenia miru domowego.