Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku. Śledztwo dotyczyło podejrzeń, że mandaty za przekroczenia prędkości zarejestrowane przez fotoradar Straży Miejskiej w Białymstoku płaciły nie te osoby, które powinny - poinformował w czwartek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Adam Kozub. Chodzi o przypadki, gdy mimo ustalenia sprawcy wykroczenia, funkcjonariusz odstępował od jego ukarania i poświadczał w dokumentacji, że rzeczywistym sprawcą była inna osoba. I to ta osoba odpowiadała za wykroczenie a nie ta, która rzeczywiście prowadziła samochód. Przypadki te miały miejsce w latach 2006-2008 roku. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł w prokuraturze, mogło chodzić o to, że osoba, która rzeczywiście jechała samochodem, chciała uniknąć mandatu i punktów karnych, których miała już dużo. Dlatego jej mandat przyjmował ktoś inny, np. ktoś z bliskich. W ocenie prokuratury było to działanie na szkodę interesu publicznego, osób, które nie popełniły wykroczenia oraz w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez sprawców wykroczeń. W śledztwie, które trwało od ponad dwóch lat, badanych było kilkadziesiąt przypadków. Rozpoczęło się ono od zawiadomienia Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, po kontroli w Straży Miejskiej w ramach nadzoru nad jej działalnością. - W trakcie kontroli wykryto kilkadziesiąt przypadków, kiedy urządzeniem fotoradar zarejestrowano wizerunek mężczyzny jako kierującego pojazdem, natomiast ukarana została kobieta - powiedział prokurator Kozub. Często byli to bliscy rzeczywistych kierowców, np. żony czy córki. Po analizie materiału zebranego w sprawie, 18 zdarzeń uznano za "wątpliwe" i w tym przypadkach postawiono strażnikom zarzuty. Podejrzani nie przyznali się do zarzuconych im czynów. Jak dodał prokurator, część z nich złożyła wyjaśnienia. Tłumaczyła się brakiem odpowiedniego przeszkolenia w zakresie prowadzenia postępowań o wykroczenia bądź nawałem pracy, inni skorzystali z przysługującego im prawa do odmowy składania wyjaśnień. Za niektóre zarzuty postawione oskarżonym grozi do dziesięciu lat więzienia.